Wpadła do dormitorium i od razu podbiegła do okna i otworzyła je i wpuściła sowę.
-Z Pottera to jest matoł. Zamiast podejść pisze list- powiedziała Lily i zarumieniła się. W wakacje zrozumiała, że Potter to jest całkiem fajny gość. I niestety nie miała odwagi mu tego powiedzieć.
Hogwart, 3.10. 1977r.
Najukochańsza Lileńko!(Lily zarumieniła się)
Chciałem przeprosić Cię za to, że przez tyle lat nękałem Cię prośbami o randkę i nie przyjmowałem odmowy. Może to by coś zmieniło. A tak...
Pewnie zastanawiasz się dlaczego piszę ten list. I tak masz rację. Jestem matołem. Prościej jest podejść i powiedzieć o co chodzi, ale ja muszę Ci to powiedzieć. A gdybyśmy rozmawiali nie pozwoliłabyś mi na to. Tak bardzo Cię KOCHAM!!! Niesamowicie! Jesteś moją gwiazdą na niebie i mam nadzieję, że zaświecisz dla kogoś tak jak świecisz dla mnie. Tak dobrze zrozumiałaś. Nie mam zamiaru już więcej przeszkadzać Ci w szukaniu szczęścia. Pewnie teraz myślisz: ,,Mówił, że będzie o mnie walczył do końca swojego tchnienia''. Nie mylisz się. Walczę do ostatniego tchnienia. Huncwoci i dziewczyny dostali taki wspólny list. Do Ciebie piszę indywidualny ponieważ to co tu napisałem jest tylko dla Ciebie.
Proszę tylko, abyś czasem o mnie wspomniała:
Po wieki twój:
James Potter vel Rogacz
PS: Jeśli nie chcecie zrobić okropnej sensacji na Astronomii wcześniej pójdźcie na wieżę.Nie wiem kiedy przeczytacie list. Mam nadzieję, że zdążycie. Powodzenia!
Lily podczas czytania listu rozpłakała się. Teraz łzy leciały strumieniem. Tak dobrze ją znał.
-JESTEM IDIOTKĄ!!!- krzyknęła na całe gardło i nie zwlekając pobiegła do wieży Astronomicznej.
Tam czekała już reszta.
-To wszystko moja wina. Wszystko moja wina- powtarzała kiedy pokonywali ostatnie schody.
-To on stracił wiarę w siebie, a nie ty, więc się w końcu zamknij! Może jeszcze zdążymy- zdenerwował się Syriusz.- Gotowi? Widok może być nieprzyjemny- powiedział, a wszyscy pokiwali głowami. Weszli. Widok był rzeczywiście wstrętny. Syriusz szybko odciął linkę, a James bezwładnie opadł na ziemię. Lily w tym samym czasie szybko wezwała dyrektora.
-I c-co?- zapytała Ann.
-Mam wrażenie, że czuję puls- powiedział Remus i jak na przyjaciela przystało zaczął robić mu sztuczne oddychanie.Po pewnej chwili przyszedł dyrektor. Podszedł do Jamesa i sprawdził puls. Remus nadal uparcie robił sztuczne oddychanie. Dumbeldor pokiwał głową.
Tak zakończyła się historia Jamesa Pottera. Lily nie mogła znieść myśli, że to przez nią James się zabił. Kilka dni po jego pogrzebie wskoczyła do lodowatej wody. Zmarła na miejscu.
***********************************************************************************
Takie Jilly nie Jilly. Wiem, że spodziewaliście się jakiejś mocno przesłodzonej miniaturki, ale nie. Tragedia też musi być...
Gabrysia M.
Lily podczas czytania listu rozpłakała się. Teraz łzy leciały strumieniem. Tak dobrze ją znał.
-JESTEM IDIOTKĄ!!!- krzyknęła na całe gardło i nie zwlekając pobiegła do wieży Astronomicznej.
Tam czekała już reszta.
-To wszystko moja wina. Wszystko moja wina- powtarzała kiedy pokonywali ostatnie schody.
-To on stracił wiarę w siebie, a nie ty, więc się w końcu zamknij! Może jeszcze zdążymy- zdenerwował się Syriusz.- Gotowi? Widok może być nieprzyjemny- powiedział, a wszyscy pokiwali głowami. Weszli. Widok był rzeczywiście wstrętny. Syriusz szybko odciął linkę, a James bezwładnie opadł na ziemię. Lily w tym samym czasie szybko wezwała dyrektora.
-I c-co?- zapytała Ann.
-Mam wrażenie, że czuję puls- powiedział Remus i jak na przyjaciela przystało zaczął robić mu sztuczne oddychanie.Po pewnej chwili przyszedł dyrektor. Podszedł do Jamesa i sprawdził puls. Remus nadal uparcie robił sztuczne oddychanie. Dumbeldor pokiwał głową.
Tak zakończyła się historia Jamesa Pottera. Lily nie mogła znieść myśli, że to przez nią James się zabił. Kilka dni po jego pogrzebie wskoczyła do lodowatej wody. Zmarła na miejscu.
***********************************************************************************
Takie Jilly nie Jilly. Wiem, że spodziewaliście się jakiejś mocno przesłodzonej miniaturki, ale nie. Tragedia też musi być...
Gabrysia M.