-Evans! Umówisz się ze mną?!- standardowe pytanie zadawane nawet po
kilka razy dziennie. Czy ten bez mózg nauczy się kiedyś, że odpowiedź zawsze
będzie brzmiała nie?
-Zapomnij Potter!
Prędzej dostanę trolla z eliksirów!- odkrzykuję. To oczywiste, że nie dostanę
trolla. W końcu stary Ślimak mnie lubi.
Stoję przed drzwiami do dormitorium
Huncwotów. Nie wierzę, że zniżyłam się do tego stopnia, że muszę prosić JAMESA
POTTERA, albo któregoś z jego przyjaciół o pomoc. To wprost niedopuszczalne,
ale postanowiłam, że odkryję plan Ślizgonów i to zrobię. Patrzę zdecydowanie na
drzwi i pod wpływem odwagi pukam energicznie. Słyszę jak ktoś podnosi się z
łóżka jęcząc. Po chwili drzwi otwiera mi Potter. Okulary ma przekrzywione na
nosie, włosy rozczochrane bardziej niż zwykle, a co gorsza nie mam ochoty
zwymiotować.
-Lilka?- pyta
zdziwiony. Ja też się zdumiewam. Chyba po raz pierwszy, od kiedy się poznaliśmy
mówi do mnie po imieniu.-Co ty tu…?
-Potrzebuję pomocy-
odpowiadam usiłując przełknąć gulę narastającą w gardle.
-O co chodzi?- opiera
się o framugę drzwi.
-Nie tutaj- syczę.
-A więc zapraszam-
przesuwa się w drzwiach wpuszczając mnie do pokoju. Nie jest zbyt czysty, ale
mimo wszystko czystszy niż pokój Petuni, a to jednak coś skoro ona jest
dziewczyną.- Chodzi o to, że Ślizgoni coś knują. Muszę wiedzieć, co. Trzeba ich
powstrzymać- przedstawiam mu obraz sytuacji.
-Słuchaj Lily, oni już
dawno są poza murami zamku- zaskakuje mnie ta odpowiedź. Skąd on to niby wie?
-Skąd ta pewność?-
pytam go.
-Usiądź- wskazuje mi
łóżko. Obstawiam, że należy do niego. Grzebie chwilę w szafce, a po chwili
wyciąga pergamin. Siada bardzo blisko mnie. Przeszywa mnie dreszcz.- Uroczyście
przysięgam, że knuję coś niedobrego- stuka czubkiem różdżki o papier. Po chwili
pergamin zapełnia się różnymi liniami. Otwiera i przypatruje się temu. Z pewnym
opóźnieniem zdaję sobie sprawę, że to mapa Hogwartu, a po niej przemieszczają
się punkciki.- Widzisz? Nie ma ich tu- spojrzałam mu przez ramię. Miał rację.
Nie było żadnego ze Ślizgonów, których warto byłoby obserwować.- Spokojnie.
Prędzej czy później będzie wiadomo, co się dzieje- spojrzał mi w oczy. I wtedy
zrobiłam coś czego sama się nie spodziewałam. Zarzuciłam mu ręce na szyję i
mocno go objęłam. Zaskoczony przytulił mnie do siebie. Poczułam się tak
bezpieczna jak jeszcze nigdy.
Leżeliśmy trzymając się za ręce i wpatrując
się w gwiazdy. To była już któraś nasza randka od kiedy byliśmy parą, ale
dzisiaj była niezwykła atmosfera. Kończyła się szkoła. Jeszcze kilka dni i będziemy
musieli wyjechać stąd na zawsze.
-O czym myślisz
Liluś?- czuję, że przypatruje mi się.
-Za parę dni zacznie
się dorosłe życie. Nie wiem jak poradzę sobie w świecie magii, który nie jest
Hogwartem- odpowiadam z obawą. Jestem z mugolskiej rodziny. To nie ułatwi mi
życia.
-Zawsze będę przy
tobie i obiecuję, że będę cię wspierał- przytulam go. Nigdy nie
przypuszczałabym, że tak mocno zakocham się w Jamesie Porterze, którego rok
temu jeszcze bym uderzyła w twarz, za czułe słówka.
Wyszliśmy z restauracji i ruszyliśmy do
parku na spacer. Miałam wyśmienity humor. Tylko James potrafił sprawić, że tak
się czuję. Nagle czuję, że zaczynają spadać na mnie krople deszczu. Nie mija
nawet minuta, a zaczyna się ogromna ulewa.
-Jimmy! Uciekajmy
stąd!- śmieję się. Jest ciepła wiosna, ale mimo wszystko nie lubię być mokra.
-Uratuję cię moja
pani!- bierze mnie na ręce i zaczyna biec, też zaczyna się śmiać. Śmiejemy się
coraz głośniej i głośniej, aż w końcu nie wytrzymujemy i musi się zatrzymać.
Usiłuję złapać oddech.
Nagle
James klęka przede mną.
-Kocham cię Lily. Czy
uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- pyta, patrząc na mnie z
nadzieją w oczach. Jestem tak zaskoczona, że nie zauważam wcale tego, że
wyciągnął pierścionek.
-Oczywiście!- zakłada mi pierścionek na palec, podnosi się i obejmuje mnie w
pasie.
Zdenerwowana obracam obrączkę na palcu.
Jestem żoną Jamesa od pół roku. Co ja zrobię? Muszę mu powiedzieć, że będziemy
mieć dziecko. Malutkiego człowieczka, kiedy na świecie grasuje Lord Voldemort.
Wzdrygam się. Gdzie on się podziewa? Miał być w domu już godzinę temu.
Słyszę skrzypienie drzwi wejściowych. Po
chwili w kuchni pojawia się mój małżonek.
-Gdzie ty byłeś?
Martwiłam się o ciebie- zamiast porządnie go zganić, rzucam mu się na szyję i
całuję na powitanie.
-Musiałem coś
dokończyć- odpowiada między pocałunkami. Odsuwam się odrobinę od niego, ale
nadal się obejmujemy.
-Muszę ci coś
powiedzieć- odzywam się poważnym tonem. Patrzy na mnie nic nie rozumiejąc.
-O co chodzi?- w jego
głosie czuję niepokój. Zbieram w sobie całą odwagę.
-Jestem w ciąży- mówię
oczekując jego reakcji. Chwilę na jego twarzy maluje się zaskoczenie. Znam go
na tyle dobrze, że wiem, że właśnie teraz przetrawia i przetwarza tą wiadomość.
Nie traw to jednak długo, bo po chwili porywa mnie w szalony taniec radości.
-Będę ojcem!- cieszy
się. Zaczynam się śmiać. To idealny facet. Dobrze, że jest mój.
Słyszę jak
ciało Jamesa z głuchym łoskotem opada na ziemię. Z mojej buzi wyrywa się niemy krzyk.
Muszę ratować Harry’ego. On musi przeżyć. Wpadam do sypialni i sadzam synka w łóżeczku.
-Harry bardzo cię
kochamy... Harry, tak bardzo... Harry, mamusia Cię kocha... Tatuś Cię kocha...
Harry, bądź dzielny... Bądź silny- szepczę mu. Po chwili do pomieszczenia wpada
rozwścieczony Voldemort.
-Nie Harry, nie Harry,
błagam tylko nie Harry- zasłaniam syna swoim ciałem.
-Odsuń się głupia!-
wrzeszczy wściekły. Nie ruszam się z miejsca. Wypowiada zaklęcie. Ostatnim, co widzę
to przerażająca zieleń. Nie ma już nic.
-Chodź Lily. Harry sobie poradzi. A my będziemy chronić go jak
tylko się da- widzę nade mną Jamesa. Wiem, że oboje jesteśmy martwi. Łapię jego
rękę, a po chwili oboje odchodzimy w biel.
***
Nie wiem, co mnie pokusiło, żeby napisać to w ten sposób, po
prostu nie mam bladego pojęcia.
Miniaturka z dedykacją dla: A. ponieważ czekała na ten parring
ładne parę miesięcy.
Pojawiła się nowa opcja miniaturek. Zapraszam do zaglądnięcia…
Gabrysia M.
PS: Liczę na komentarze.