niedziela, 28 grudnia 2014

"Nie dajcie się zabić"- Finnick i Annie.



With secrets. (...)
 Any secrets worth my time?”
/Finnick Odair/

   Igrzyska Głodowe- zabijaj żeby żyć. To właśnie wpajano mi od najmłodszych lat. Kiedy w wieku 14 lat zostałem wylosowany do igrzysk, mama mająca nadzieję, że przeżyję choć sądząca, że inni- starsi i silniejsi- zmiotą mnie z powierzchni ziemi, powiedziała mi: „Zawsze pamiętaj: nie poddawaj się, a woda niech będzie twoim sojusznikiem”. Na arenie zastosowałem się do jej rady, wygrałem zdobywając sławę. Snow zrobił ze mnie kochanka połowy kobiet w Kapitolu, a ja wciąż stosowałem sprawdzoną technikę mojej mamy.
   Zgodziłem się na to z obowiązku. Chcąc chronić rodzinę, najbliższych. Rok romansowałem z samotnymi kobietami, a one powierzały mi swoje sekrety. Czasem dotyczyły innych ludzi, czasem samych siebie. Aż w końcu nadeszły kolejne igrzyska. Jako piętnastolatek miałem szkolić trybutów. Być ich mentorem. Co roku tak się działo. Uczyłem ich jak mają przetrwać. Przegrywali, choć z Mags staraliśmy się jak najlepiej ich szkolić.
   Nadeszły siedemdziesiąte Igrzyska Głodowe. Pięć lat minęło od czasu, kiedy wszedłem na arenę. Wtedy pojawiła się ona. Annie Cresta. Dziewczyna, którą pokochałem od pierwszego spojrzenia. Wiedziałem, że muszę zrobić wszystko żeby zwyciężyła. I rzeczywiście tak się stało. Moja słodka Annie. Niestety przez to, że widziała śmierć swojego towarzysza nie jest już taka jak dawniej. Jednak dla mnie to nie ma znaczenia. Kocham ją i chciałem ją chronić przed Snowem, Kapitolem i innymi okrutnikami.
   Żyłem dzięki niej. Chciałem żyć dzięki niej. Potem razem musieliśmy szkolić młodych nieszczęśników. Aż w końcu w 74 Igrzyska Głodowe zaczęło się coś dziać. Trybuci 12 dystryktu wzniecili ogień. Katniss i Peeta. Zwycięzcy 74 rocznicy poskromienia. W Ćwierćwiecze poskromienia musiałem wrócić na arenę. Z kobiet z mojego dystryktu była Annie jednak Mags- moja wspaniała Mags- zgłosiła się za nią. Jednak zanim zdążyłem zginąć za Kosogłosa, zniszczyła arenę. Potem przez wiele tygodni przebywaliśmy w 13 dystrykcie. Marzyłem o tym by Annie nic nie było. By żyła i była tu ze mną.
 Kiedy w końcu moje marzenie się spełniło musieliśmy wyruszyć. Jednak zanim tak się stało, już po naszym ślubie Annie wyszeptała mi na ucho dwa słowa.
-Jestem w ciąży- powiesiła mi się na szyi, a ja ze szczęścia okręciłem się z nią wokół własnej osi. Dołączam do Oddziału Gwiazd. I nadchodzi czas, w którym po raz kolejny muszę ratować Kosogłosa. Rzucam się na zmiechy,  chcąc aby moimi ostatnimi słowami był ktoś kogo kocham.
-Annie- szepcę i tracę świadomość.
 ***
   -Witaj maluchu- łaskoczę mojego małego smyka.-Jesteś taki podobny do swojego taty. On na pewno chciałby cię poznać- przytulam się lekko do małego ciałka.
  Kiedyś pozna okrutną historię, ale nie chcę abym musiała zrobić to ja. Jednak na razie będę cieszyła się niewinnością mojego syna.
 ***
To miało wyjść inaczej… zdecydowanie inaczej.
No, ale wyszło jak wyszło.
Ta końcówka jest beznadziejna, wiem, ale nie bardzo umiem pisać z perspektywy osoby niezrównoważonej psychicznie.
Więc teraz już tylko czekam na wasze opinie.
Gabrysia M.