sobota, 2 maja 2015

"Gdzie skarb wasz, tam i serce wasze!"- Jilly.



  -Evans! Umówisz się ze mną?!- standardowe pytanie zadawane nawet po kilka razy dziennie. Czy ten bez mózg nauczy się kiedyś, że odpowiedź zawsze będzie brzmiała nie?
-Zapomnij Potter! Prędzej dostanę trolla z eliksirów!- odkrzykuję. To oczywiste, że nie dostanę trolla. W końcu stary Ślimak mnie lubi.

   Stoję przed drzwiami do dormitorium Huncwotów. Nie wierzę, że zniżyłam się do tego stopnia, że muszę prosić JAMESA POTTERA, albo któregoś z jego przyjaciół o pomoc. To wprost niedopuszczalne, ale postanowiłam, że odkryję plan Ślizgonów i to zrobię. Patrzę zdecydowanie na drzwi i pod wpływem odwagi pukam energicznie. Słyszę jak ktoś podnosi się z łóżka jęcząc. Po chwili drzwi otwiera mi Potter. Okulary ma przekrzywione na nosie, włosy rozczochrane bardziej niż zwykle, a co gorsza nie mam ochoty zwymiotować.
-Lilka?- pyta zdziwiony. Ja też się zdumiewam. Chyba po raz pierwszy, od kiedy się poznaliśmy mówi do mnie po imieniu.-Co ty tu…?
-Potrzebuję pomocy- odpowiadam usiłując przełknąć gulę narastającą w gardle.
-O co chodzi?- opiera się o framugę drzwi.
-Nie tutaj- syczę.
-A więc zapraszam- przesuwa się w drzwiach wpuszczając mnie do pokoju. Nie jest zbyt czysty, ale mimo wszystko czystszy niż pokój Petuni, a to jednak coś skoro ona jest dziewczyną.- Chodzi o to, że Ślizgoni coś knują. Muszę wiedzieć, co. Trzeba ich powstrzymać- przedstawiam mu obraz sytuacji.
-Słuchaj Lily, oni już dawno są poza murami zamku- zaskakuje mnie ta odpowiedź. Skąd on to niby wie?
-Skąd ta pewność?- pytam go.
-Usiądź- wskazuje mi łóżko. Obstawiam, że należy do niego. Grzebie chwilę w szafce, a po chwili wyciąga pergamin. Siada bardzo blisko mnie. Przeszywa mnie dreszcz.- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego- stuka czubkiem różdżki o papier. Po chwili pergamin zapełnia się różnymi liniami. Otwiera i przypatruje się temu. Z pewnym opóźnieniem zdaję sobie sprawę, że to mapa Hogwartu, a po niej przemieszczają się punkciki.- Widzisz? Nie ma ich tu- spojrzałam mu przez ramię. Miał rację. Nie było żadnego ze Ślizgonów, których warto byłoby obserwować.- Spokojnie. Prędzej czy później będzie wiadomo, co się dzieje- spojrzał mi w oczy. I wtedy zrobiłam coś czego sama się nie spodziewałam. Zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno go objęłam. Zaskoczony przytulił mnie do siebie. Poczułam się tak bezpieczna jak jeszcze nigdy.

   Leżeliśmy trzymając się za ręce i wpatrując się w gwiazdy. To była już któraś nasza randka od kiedy byliśmy parą, ale dzisiaj była niezwykła atmosfera. Kończyła się szkoła. Jeszcze kilka dni i będziemy musieli wyjechać stąd na zawsze.
-O czym myślisz Liluś?- czuję, że przypatruje mi się.
-Za parę dni zacznie się dorosłe życie. Nie wiem jak poradzę sobie w świecie magii, który nie jest Hogwartem- odpowiadam z obawą. Jestem z mugolskiej rodziny. To nie ułatwi mi życia.
-Zawsze będę przy tobie i obiecuję, że będę cię wspierał- przytulam go. Nigdy nie przypuszczałabym, że tak mocno zakocham się w Jamesie Porterze, którego rok temu jeszcze bym uderzyła w twarz, za czułe słówka.

   Wyszliśmy z restauracji i ruszyliśmy do parku na spacer. Miałam wyśmienity humor. Tylko James potrafił sprawić, że tak się czuję. Nagle czuję, że zaczynają spadać na mnie krople deszczu. Nie mija nawet minuta, a zaczyna się ogromna ulewa.
-Jimmy! Uciekajmy stąd!- śmieję się. Jest ciepła wiosna, ale mimo wszystko nie lubię być mokra.
-Uratuję cię moja pani!- bierze mnie na ręce i zaczyna biec, też zaczyna się śmiać. Śmiejemy się coraz głośniej i głośniej, aż w końcu nie wytrzymujemy i musi się zatrzymać. Usiłuję złapać oddech.
   Nagle James klęka przede mną.
-Kocham cię Lily. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- pyta, patrząc na mnie z nadzieją w oczach. Jestem tak zaskoczona, że nie zauważam wcale tego, że wyciągnął pierścionek.
-Oczywiście!- zakłada mi pierścionek na palec, podnosi się i obejmuje mnie w pasie.

   Zdenerwowana obracam obrączkę na palcu. Jestem żoną Jamesa od pół roku. Co ja zrobię? Muszę mu powiedzieć, że będziemy mieć dziecko. Malutkiego człowieczka, kiedy na świecie grasuje Lord Voldemort. Wzdrygam się. Gdzie on się podziewa? Miał być w domu już godzinę temu.
   Słyszę skrzypienie drzwi wejściowych. Po chwili w kuchni pojawia się mój małżonek.
-Gdzie ty byłeś? Martwiłam się o ciebie- zamiast porządnie go zganić, rzucam mu się na szyję i całuję na powitanie.
-Musiałem coś dokończyć- odpowiada między pocałunkami. Odsuwam się odrobinę od niego, ale nadal się obejmujemy.
-Muszę ci coś powiedzieć- odzywam się poważnym tonem. Patrzy na mnie nic nie rozumiejąc.
-O co chodzi?- w jego głosie czuję niepokój. Zbieram w sobie całą odwagę.
-Jestem w ciąży- mówię oczekując jego reakcji. Chwilę na jego twarzy maluje się zaskoczenie. Znam go na tyle dobrze, że wiem, że właśnie teraz przetrawia i przetwarza tą wiadomość. Nie traw to jednak długo, bo po chwili porywa mnie w szalony taniec radości.
-Będę ojcem!- cieszy się. Zaczynam się śmiać. To idealny facet. Dobrze, że jest mój.

   Słyszę jak ciało Jamesa z głuchym łoskotem opada na ziemię. Z mojej buzi wyrywa się niemy krzyk. Muszę ratować Harry’ego. On musi przeżyć. Wpadam do sypialni i sadzam synka w łóżeczku.
-Harry bardzo cię kochamy... Harry, tak bardzo... Harry, mamusia Cię kocha... Tatuś Cię kocha... Harry, bądź dzielny... Bądź silny- szepczę mu. Po chwili do pomieszczenia wpada rozwścieczony Voldemort.
-Nie Harry, nie Harry, błagam tylko nie Harry- zasłaniam syna swoim ciałem.
-Odsuń się głupia!- wrzeszczy wściekły. Nie ruszam się z miejsca. Wypowiada zaklęcie. Ostatnim, co widzę to przerażająca zieleń. Nie ma już nic.

-Chodź Lily. Harry sobie poradzi. A my będziemy chronić go jak tylko się da- widzę nade mną Jamesa. Wiem, że oboje jesteśmy martwi. Łapię jego rękę, a po chwili oboje odchodzimy w biel.

 ***

Nie wiem, co mnie pokusiło, żeby napisać to w ten sposób, po prostu nie mam bladego pojęcia.
Miniaturka z dedykacją dla: A. ponieważ czekała na ten parring ładne parę miesięcy.

Pojawiła się nowa opcja miniaturek. Zapraszam do zaglądnięcia…
Gabrysia M.
PS: Liczę na komentarze.