niedziela, 26 października 2014

Notatka z pamiętnika- Harry i Ginny.



Hogwart, 20.05.1997 r. godz. 10:00
   Tajemnica. Miłość. Brak zrozumienia. Mieliście kiedyś z tym styczność? Pewnie ta. Czy wy rozumiecie, o co mi teraz chodzi? Zapewne nie. Pocieszę was. Ja też zupełnie nie wiem. Piszę ten pamiętnik tylko po to żeby się wyżalić z moich nastoletnich problemów. A komu jak nie innym nastolatkom, które to pewnie kiedyś przeczytają? Tak naprawdę możemy liczyć tylko na siebie. No, co kogo obchodzi to, że podoba mi się nie uchwytny Harry Potter. Tak. Dokładnie. Co prawda nie powinnam się nim przejmować. W końcu miałam chłopaka, ale ostatnio z nim zerwałam, bo strasznie się mnie czepiał. Zachowywał się jak niańka ( a tak zachowywać się może tylko Ron), a nie jak chłopak. Grrrr… Zresztą nie ważne. Dzisiejszy mecz gramy bez kapitana, bo Snape dał mu szlaban. I wszystko na mojej głowie, bo to ja jestem dziś szukającą. A mnie kto zastępuje? Oczywiście Dean Thomas. Jak Harry nam to mówił to nie wyglądał na zadowolonego, ale co zrobić skoro nawet McGonagall nie przekonała nauczyciela eliksirów. No dobra. Idę wygrać ten mecz.



Hogwart, 20.05.1997r. godz. 11:30
   Wygraliśmy!!! Udało się!!! Złapałam znicz! Zdobyliśmy puchar! Harry będzie ze mni… to znaczy z nas dumny!
   W PW Będzie impreza. Nie mogę się spóźnić. Może napiszę potem przebieg…



Hogwart, 21.05.1997r. godz. 2:30
   Teoretycznie powinnam padać ze zmęczenia, ale ja jestem w świetnej formie. Jestem taka szczęśliwa. Wszystko zaczęło się układać. Jestem teraz z Harrym. Tak długo na to czekałam…
   Zaczęło się od tego, że świętowaliśmy. I nagle przejście w portrecie się otworzyło. Do pomieszczenia i od razu pojął, że wygraliśmy. Podbiegł do mnie i zapewne niewiele myśląc pocałował mnie… On tak świetnie całuje!!! Dean to widział. Jaki on był wściekły! Wszyscy bili nam brawo… Nawet Ron nie wyglądał na złego. Całą imprezę przetańczyłam z Harrym…
KOCHAM GO!!!


Hogwat, 21.05.1997r. godz. 2:40
   Po pierwsze to nie jest pamiętnik. Piszę to na pojedynczym pergaminie tylko po to żeby zapamiętać tą datę. Już wczoraj Ginny została moją dziewczyną. Tak długo czekałem na ten moment. Na chwilę, w której ją pocałuję, powiem, że ją kocham. Przytulę do siebie nie musząc udawać, że to tylko przyjacielski uścisk. A co najważniejsze, Ron nie jest na mnie zły. Stwierdził, że to było tylko kwestią czasu. Ale kiedy tylko na chwilę Ginny odeszła Ron powiedział, że jeśli kiedy kolwiek ją skrzywdzę, to osobiście odpłaci mi tym samym w bardziej bolesny sposób. A, że Ron jest wysoki, silny ( co z tego, że ja też jestem) czuję się w obowiązku uważać.


   -Harry i Ginny są teraz jak papużki nierozłączki- stwierdziła któregoś czerwcowego dnia Hermiona.
-To pomału zaczyna się robić męczące, ale i tak cieszę się ich szczęściem- powiedział Ron kładąc się na trawie i wpatrując w błękitne niebo.
-A, co jeśli im nie wyjdzie?- zastanowiła się Hermiona kładąc się obok niego.
-Mówisz praktycznie jak Dean Thomas- imię byłego chłopaka swojej siostry Ron wymówił z obrzydzeniem.- Wszystko będzie dobrze. Musi być.
 ***
Hahahaha!
Pewnie spodziewaliście się po mnie czegoś więcej, ale niestety. Pomimo, że lubię Hinny to ten temat jest już poruszany przez J.K. Rowling przez co dla mnie nie ma już za dużego pola do popisu.
Gabrysia M.

niedziela, 12 października 2014

Pierwszy dzień- Clove.



‘’A gdzie kochaś?
Widzę, że chciałaś mu pomóc, tak?
 To słodkie.’’
/Clove do Katniss podczas uczty przy Rogu Obfitości/

   Stałam przed lustrem. Dożynki. Igrzyska. Czym to dla mnie jest? Niezłą zabawą. Z mojego Dystryktu często się zdarza, że trybut wygrywa. Moja siostra zawsze powtarza: ,,Igrzyska dają sławę- jeśli tylko przeżyjesz’’. I chociaż nigdy nie była na Igrzyskach i już nigdy nie będzie wiem, że ma rację. Ja i Cato jako trybuci Dystryktu 2. Założyłam kombinezon.
   Ocena indywidualna. Dostałam 10 punktów. A ta przeklęta 12 dostała ich aż 11!!! Popamięta mnie. Sprawię, że ból, jaki jej zadam będzie ostatnim odczuciem jej życia. Nie mogę zawieść mojego dystryktu. Moja matka zanim wyjechałam powiedziała: ,,Jesteś silna, dzielna i nieprzewidywalna. Dasz sobie radę.’’ Powiedziała to kobieta, która widywała mnie tylko w dni, w których oddawaliśmy cześć Kapitolowi.
-Clove- do mojej sypialni zajrzał Cato.- Już czas.
   Wyszłam z pokoju. Poduszkowiec Kapitolu zabrał mnie na arenę.
Gra się rozpoczęła.
      Jeśli nigdy nie braliście udziału w bitwie przy Rogu Obfitości, nigdy nie zrozumiecie jak to jest, kiedy biegniesz po swoją ulubioną broń. I nagle ktoś próbuje ci odebrać tę broń. Ja wściekłam się. Wyrwałam chyba 10 moje noże i wzięłam jeden z nich. Cięłam jej ciało. Dawało mi to ulgę. Sprawiało, że czułam się dobrze w swojej skórze. Jej ból. Jej przerażone krzyki. Bawiłam się do czasu, w którym poczułam, że jej serce przestaje bić. Wtedy wzięłam się za następną ofiarę. Zabijałam. I czułam się z tym dobrze.
-Clove- Cato wpadł na mnie.- Wszyscy inni już pouciekali. Zostaliśmy tylko ty, ja, Glimmer i Marvel- zrozumiałam, że tylko nasi sojusznicy tu zostali. Ale mimo wszystko mój wzrok dostrzegł cień przy rogu.
-A nie zapomniałeś może o kochasiu z 12?- wskazałam palcem dokładnie w miejsce, z którego po chwili wyłonił się ten chłopak z 12.
-Idealny na przynętę- szepnął mi Cato.
-Dobrze myślisz, ale mam nadzieję, że się nie mylisz, bo mam ochotę dopaść tą dziewuchę- powiedziałam wycierając nóż o kurtkę jakiegoś nie zabranego jeszcze trybuta.
-Ty?- oczy mu pociemniały.- No dobrze. Możesz ją zabić- zgodził się.
-Ty! 12!- zawołała Glimmer. Chłopak podniósł wzrok.- Jaką msz broń?- pokazał nam maczetę. Jeśli umie się nią posługiwać to będziemy mieli kłopoty. Chyba, że to tylko dla przykrywki.
-Przydasz nam się kochasiu- zaśmiał się Cato. 12 jednak nie był zdenerwowany, wystraszony czy coś w tym typie. Patrzył na nas spokojnie.
-Idziesz z nami- powiedziałam.- Albo zginiesz- syknęłam.
-Nie sądzę aby to było konieczne- odezwał się spokojnie. Jego spokojny głos denerwował mnie.
-Idziemy!- zawołał Cato.- Niech pozbędą się ciał- odeszliśmy od rogu dostatecznie daleko aby poduszkowiec mógł zabrać nasze ofiary.
-Dlaczego robi się już ciemno?- zdziwił się Marvel po kilkunastu godzinach marszu.
-Dlatego, że arena jest zaprogramowana przez ludzi idioto- Glimmer nie miała cierpliwości do swojego współtowarzysza.
-Stop- powiedział nagle Cato.- Widzicie?- wskazał jakieś światło.
-Jakaś nieostrożna duszyczka zapaliła ognisko- uśmiechnęłam się pod nosem. Podeszliśmy bliżej. Jakaś dziewczyna siedziała samotnie przy płomieniach.
-Mogę?- zapytała Glimmer. Jej broń to łuk.
-Nie. Jest moja- Cato pobiegł w tamtą stronę, a my wszyscy za nim.- Cicho dziewuszko, bo spłoszysz nam kolację- Cato kucał przed przerażoną dziewczyną zatykając jej usta.
-Dziękujemy, że pomogłaś się nam znaleźć- powiedziałam zadowolona.
-Cato. Pośpiesz się. Wiesz kogo szukamy- Glimmer niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę.
-Ech. No dobrze- powiedział z westchnieniem.- Nie miej mi tego za złe- uśmiechnął się do dziewczyny szyderczo. Ciął ją. Zaczął od gardła żeby nie mogła krzyczeć, potem ręce, nogi, brzuch. Na jej twarzy malował się ból.
-To koniec….- dała jeszcze radę szepnąć.
-Chodźcie. Już po niej- Cato wstał. Odeszliśmy kawałek.
— Dlaczego jeszcze nie strzelili z armaty?- Zdziwiłam się.
— Właśnie, to dziwne. Powinni to zrobić od razu, nic ich nie
powstrzymuje- wtórowała mi Glimmer.
— Chyba że dziewczyna jeszcze żyje- stwierdził z kpiną Marvel.
— Gdzie tam, zimny trup. Sam ją załatwiłem- Cato był pewien siebie.
— Więc co z tą armatą?- odpowiedziałam mu. Zaczęliśmy się kłócić. I wtedy kochaś odezwał się po raz pierwszy od Rogu Obfitości.
-Tracimy czas! Pójdę ją wykończyć i ruszajmy w drogę.
   Kiedy kochaś wrócił usłyszeliśmy wybuch armaty. Ruszyliśmy dalej. Na poszukiwanie 12.
***
I jak? Może być? Mi się podoba. Ale moja opinia nie za bardzo się tu liczy.
Post dedykuję: Paulli K. która zaproponowała mi właśnie taką miniaturkę.
Gabrysia M.