środa, 25 lutego 2015

"Muszę udowodnić im, że jestem silniejsza"- Johanna.



"Są chwile, by działać, i takie, 
kiedy należy pogodzić się z tym,
 co przynosi los"
/Paulo Coelho/

   -Przed państwem Johanna Mason! Zwycięzca 71 Igrzysk Głodowych!- słyszę głos Ceasara w oddali. Padam bezwładnie na ziemię. Nie ma już nic. Wszystko jest czarne.

   Siedzę na czymś, co ma imitować tron. Oglądam Igrzyska znowu muszę widzieć okropną rzeźnię, w której uczestniczyłam. W rogu telewizora widzę okienko ze swoją twarzą. Próbują ujawnić moje emocje. Ale ja nie mam zamiaru ich nikomu pokazywać.

   Zabili ich. Zabili wszystkich. Zabrali całą moją rodzinę i zabili ją. Odebrali mi wszystko. Rodzinę, życie, bezsenne noce. Zostałam sama. Muszę z tym żyć. Muszę być twarda i pokazać, że nie robią nic, co mnie rani. Muszę udowodnić im, że jestem silniejsza, że poradzę sobie sama.

   -Nazywam się Finnick- nade mną stoi jakiś facet.
-I, co z tego?- pytam.
-A to Annie- wskazuje na rudą dziewczynę stojącą obok niego. Macha do mnie uśmiechnięta od ucha do ucha. Pamiętam ją. Rok przede mną uczestniczyła w igrzyskach. Trochę wtedy ze
świrowała.
-Fascynujące- syczę nadal patrząc przed siebie.
-Wydaje mi się, że nawet jeśli nasi trybuci są przeciwnikami to my możemy rozmawiać jak normalni, cywilizowani ludzie- Finnik usadza się obok mnie, a Annie siada obok niego.
-Nie widzę powodu- mówię usiłując ignorować natręta.
-Z nami zawsze możesz porozmawiać Joanno- słyszę słodki głosik. W końcu zdziwiona odwracam głowę w ich stronę. To Annie się do mnie odezwała.
-Dzięki za dobre chęci. Będę pamiętać- wstaję i odchodzę od natrętnych rozmówców.

    Nie możliwe! Ćwiczyli tak długo! Byli dobrzy! Zbyt dobrzy! A oboje zginęli przy tym cholernym Rogu Obfitości! Tłumaczyłam im! Wiedzieli, że będzie ciężko! Rozumieli, że mają uciekać z pod Rogu jak najszybciej! A oboje zginęli. Po raz kolejny nie moi trybuci zginęli!

   -Teraz stoimy w przededniu trzeciego Ćwierćwiecza Poskromienia — obwieszcza
prezydent, a chłopczyk w bieli występuje naprzód i wyciąga przed siebie skrzynkę. Snow
unosi wieko i widzimy rzędy pożółkłych, ułożonych pionowo kopert otwiera i odczytuje jej treść- „W siedemdziesiątą piątą rocznicę, dla przypomnienia buntownikom, że nawet najsilniejsi z nich nie mogą pokonać potęgi Kapitolu, trybuci obojga płci zostaną wylosowani z puli dotychczasowych zwycięzców w dystryktach"- moje serce zatrzymuje się na moment. Ja nie mogę wrócić na arenę. Po prostu nie mogę!

   A jednak tam wracam. Będę walczyć o życie z innymi Zwycięzcami, będzie trudniej ich zabić, trudniej pozbyć się starych znajomych. Trudniej nie winić się za stratę sojuszników.

   -Tak, jestem wściekła, bo zrobiono mnie w konia. Po wygraniu Igrzysk miałam żyć w spokoju aż do śmierci. A wy znów chcecie mnie zabić. Wiecie co? PI***OLIĆ TO! PI***OLĘ WSZYSTKICH, KTÓRZY ZA TYM STOJĄ!- mam gdzieś, co mi za to zrobią. I tak najprawdopodobniej nie wróciłabym z tych pieprzonych Igrzysk.

   Przeżyłam. Przeżyłam całe to gówno związane z rebelią. Przeżyłam i istnieję teraz w tworzącym się na nowo państwie.

 ***

Drugi post napisany w jednym dniu…. Szaleję. Liczę na to, że odpowiada wam tak forma miniaturki. Wiem też, że jest nieco chaotyczna, ale niestety dzisiaj tak mam.

 Mam nadzieję, że się podobna i czekam na opinie w komentarzach.

środa, 11 lutego 2015

"Trybuci z Dystryktu 2, którzy mogli wrócić do domu..."- Cato i Clove


Już za niedługo wylądujemy na arenie. Będę musiała walczyć i zabijać z zimną krwią. Akademia mnie do tego szkoliła. Dopiero teraz okaże się na ile mnie stać. Chcę wrócić do domu, ale mimo wszystko jakaś cząstka mnie woli umrzeć tutaj, bo co to za dom bez Cato? Bez człowieka, który mnie bez ustanku wkurzał.
   -Daj mi ten miecz. To broń dla mężczyzn. Ty zajmij się sztyletami dziewuszko- wysoki chłopak wyrwał mi miecz z dłoni i wrócił na swoje miejsce ćwiczeń. Wkurzył mnie tym. Moja matka zawsze mówiła, że mam niepohamowany temperament. Nie potrafię odpuścić. Pod wpływem impulsu chwytam garść sztyletów i rzucam nimi wszystkimi na raz w chłopka. Celowo wszystkie go omijają, ale jeden tani go w rękę. Zaskoczony odwraca się.
-Umiem posługiwać się sztyletami chłopczyku- mówię oschle. Nazywając go chłopczykiem grubo przesadziłam, ponieważ jest znacznie starszy i wyższy niż ja.
   Chłopak patrzył na mnie z zainteresowaniem.
-Jak masz na imię?- zapytał z zaciekawieniem.
-Clove- warknęłam przez zaciśnięte zęby.
-A, więc Clove. Uważaj lepiej na to, co robisz. Chyba nie chcesz za szybko wylądować na arenie- zbliżył się do mnie. Przyglądnął się mojej twarzy, po czym odszedł. Jednak ja potem jeszcze długi czas stałam w osłupieniu rozważając jego słowa.

***
   10- jeszcze chwila i będziemy na się zabijać.
9- muszę bronić Clove.
8- ona musi przeżyć.
7- dwunastka jest niebezpieczna.
6- będę musiał pozbyć się sojuszników.
5- nikt nie ma prawa decydować o jej losie.
4- ostatnie sekundy.
3- walcz tak jak w Akademii.
2- zabijaj z zimną krwią.
1- jeszcze nie…
0- ruszaj, aby mogła wygrać.
   Ściągnąłem bandaż z ręki zranionej przez Clove. Po pranie została już tylko niewielka, ledwo widoczna szrama. Ta dziewczyna jest bardzo odważna, ale też zbyt wybuchowa. Od kilku dni ją obserwowałem i nie widziałem powodu żeby jej nie lubić…. No może pomijając ten mały incydent na początku naszej znajomości.
   Następnego dnia postanowiłem do niej podejść.
-Hej Clove- wołam i gonię dziewczynę. Zatrzymuje się. Doganiam ją i staję obok.
-Jeśli znowu masz zamiar mnie szantażować, to źle trafiłeś. Mam gdzieś twoje groźby- syczy. Patrzę na nią ze zdziwieniem. Nie rozumiem jej słów.- Nie zgrywaj idioty, chociaż nim jesteś. A teraz, jeśli nie masz mi nic do powiedzenia, to pozwól, że już sobie pójdę- odwróciła się na pięcie i zaczęła się oddalać. Znowu do niej podbiegłem.
-Tak właściwie to chciałem zaprosić cię na spacer- odezwałem się pewnie. Clove stanęła jak wryta w ziemię. Wyglądała tak jakby zastanawiała się nad odpowiedzią. Na pewno się zgodzi. Ona jednak prychnęła i odeszła. Czy ona właśnie mi odmówiła?

***
   Mieliśmy szansę wygrać oboje. Mogliśmy żyć jako dwójka zwycięzców Dystryktu drugiego. Ale pozwoliłem jej samej dopaść dwunastkę i przez to ten cały Tresh ją zabił. Zginęła, a ja jej na to pozwoliłem. Zawaliłem… Cholernie zawaliłem. A ich nadal jest dwójka. Czemu ten piekarczyk rysuje krzyż na moim nadgarstk…. Nie do cholery, nie!!! Strzela, wypuszczam Peetę, a on popycha mnie na zmiechy.
   Rozszarpują moje ciało kawałek po kawałeczku. Czuję ból. Jeden ze miechów ma oczy Clove.
   -Twoje oczy są niezwykle piękne, wiesz?- pytam stając obok niej. Od tamtego incydentu minęło dużo czasu i teraz nawet zaczęliśmy się przyjaźnić.
-Cato, nie podlizuj się- uśmiecha się do mnie.
-Nie podlizuję się. Po prostu jesteś piękna- podchodzę bliżej i całuję. Tyle czasu i nareszcie jest moja.
   Miesiąc później oboje zostajemy wybrani do Igrzysk.
   Dwunastka mnie widzi. Niemo proszę ją, żeby skróciła moje męki. Chcę odejść jak najszybciej. Chcę już być z nią. Strzela.
-Clove- szepcę widząc twarz mojej prawdziwej sojuszniczki.

***
  Hej wam wszystkim!
 Miniaturka się podobała? Mam nadzieję, że tak.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Pamiętacie jak ostatnio pisałam z Absailer? Obiecałam, że napiszę nasz dialog. Dotrzymuję obietnicy:
(to do Śpiącej Królewny w wersji S. Mrożka[pochylona to królewicz])
-Hmmm… Skoro już cię obudziłem to może chodźmy gdzieś?
-Żartujesz! Przecież tu jest tak miło! Co ci się nie podoba?
-Może to, że leżałaś tu przez sto lat!
-Oj tam! Marudzisz!
-Nie chcę mieć takiej żony jak ty!!!
-Zamknij mordę, bo całe królestwo cię słyszy!
-Dobrze, więc odchodzę!
-A idź sobie!
-Idę!

Przypominam o prawach autorskich!!!
Pozdrawiam:
Gabrysia M.