niedziela, 28 grudnia 2014

"Nie dajcie się zabić"- Finnick i Annie.



With secrets. (...)
 Any secrets worth my time?”
/Finnick Odair/

   Igrzyska Głodowe- zabijaj żeby żyć. To właśnie wpajano mi od najmłodszych lat. Kiedy w wieku 14 lat zostałem wylosowany do igrzysk, mama mająca nadzieję, że przeżyję choć sądząca, że inni- starsi i silniejsi- zmiotą mnie z powierzchni ziemi, powiedziała mi: „Zawsze pamiętaj: nie poddawaj się, a woda niech będzie twoim sojusznikiem”. Na arenie zastosowałem się do jej rady, wygrałem zdobywając sławę. Snow zrobił ze mnie kochanka połowy kobiet w Kapitolu, a ja wciąż stosowałem sprawdzoną technikę mojej mamy.
   Zgodziłem się na to z obowiązku. Chcąc chronić rodzinę, najbliższych. Rok romansowałem z samotnymi kobietami, a one powierzały mi swoje sekrety. Czasem dotyczyły innych ludzi, czasem samych siebie. Aż w końcu nadeszły kolejne igrzyska. Jako piętnastolatek miałem szkolić trybutów. Być ich mentorem. Co roku tak się działo. Uczyłem ich jak mają przetrwać. Przegrywali, choć z Mags staraliśmy się jak najlepiej ich szkolić.
   Nadeszły siedemdziesiąte Igrzyska Głodowe. Pięć lat minęło od czasu, kiedy wszedłem na arenę. Wtedy pojawiła się ona. Annie Cresta. Dziewczyna, którą pokochałem od pierwszego spojrzenia. Wiedziałem, że muszę zrobić wszystko żeby zwyciężyła. I rzeczywiście tak się stało. Moja słodka Annie. Niestety przez to, że widziała śmierć swojego towarzysza nie jest już taka jak dawniej. Jednak dla mnie to nie ma znaczenia. Kocham ją i chciałem ją chronić przed Snowem, Kapitolem i innymi okrutnikami.
   Żyłem dzięki niej. Chciałem żyć dzięki niej. Potem razem musieliśmy szkolić młodych nieszczęśników. Aż w końcu w 74 Igrzyska Głodowe zaczęło się coś dziać. Trybuci 12 dystryktu wzniecili ogień. Katniss i Peeta. Zwycięzcy 74 rocznicy poskromienia. W Ćwierćwiecze poskromienia musiałem wrócić na arenę. Z kobiet z mojego dystryktu była Annie jednak Mags- moja wspaniała Mags- zgłosiła się za nią. Jednak zanim zdążyłem zginąć za Kosogłosa, zniszczyła arenę. Potem przez wiele tygodni przebywaliśmy w 13 dystrykcie. Marzyłem o tym by Annie nic nie było. By żyła i była tu ze mną.
 Kiedy w końcu moje marzenie się spełniło musieliśmy wyruszyć. Jednak zanim tak się stało, już po naszym ślubie Annie wyszeptała mi na ucho dwa słowa.
-Jestem w ciąży- powiesiła mi się na szyi, a ja ze szczęścia okręciłem się z nią wokół własnej osi. Dołączam do Oddziału Gwiazd. I nadchodzi czas, w którym po raz kolejny muszę ratować Kosogłosa. Rzucam się na zmiechy,  chcąc aby moimi ostatnimi słowami był ktoś kogo kocham.
-Annie- szepcę i tracę świadomość.
 ***
   -Witaj maluchu- łaskoczę mojego małego smyka.-Jesteś taki podobny do swojego taty. On na pewno chciałby cię poznać- przytulam się lekko do małego ciałka.
  Kiedyś pozna okrutną historię, ale nie chcę abym musiała zrobić to ja. Jednak na razie będę cieszyła się niewinnością mojego syna.
 ***
To miało wyjść inaczej… zdecydowanie inaczej.
No, ale wyszło jak wyszło.
Ta końcówka jest beznadziejna, wiem, ale nie bardzo umiem pisać z perspektywy osoby niezrównoważonej psychicznie.
Więc teraz już tylko czekam na wasze opinie.
Gabrysia M.

niedziela, 23 listopada 2014

,,Gdy ktoś na ciebie czeka masz nadzieję''- Simon i Izzy.



-Czyli, co? Ty i Jace jesteście rodzeństwem?- zapytałem Clary, kiedy wyszła ze szpitala.
-Aha- powiedziała patrząc w dal zadumanym wzrokiem. Wzdrygnąłem się. Rodzeństwo zakochane w sobie nawzajem.
-Gdzie jedziemy- zapytałem, kiedy już byliśmy w samochodzie.
-Luke prosił żebym się przespała, ale ja nie dam rady- spojrzała na mnie.- Jedźmy do Instytutu- na samą myśl o tym ogromnym staroświeckim budynku, dreszcz przeszedł mi po plecach.
-Ale…- spróbowałem się sprzeciwić.
-Pomyśl, że Isabelle też tam będzie- przejrzała mnie. Na samą myśl o tej pięknej łowczymi zapragnąłem odwiedzić Instytut choćby nie wiem jak mnie przerażał.
   Za każdym razem, kiedy myślałem o Izzy zastanawiałem się czy ona nie umie przypadkiem rzucać zaklęć, ponieważ działała na mnie jak magnez. Lubię Izzy. Ale nie wiem czy ona lubi mnie. A przecież jej o to nie zapytam, bo to głupio zabrzmi.
-Simon?- Clary zamachała mi ręką przed nosem.
-Co?- zapytałem wyrwany z rozmyślań.
-To jedziesz ze mną czy nie?- zapytała.
-Tak. Już- uruchomiłem samochód i ruszyłem z parkingu. Jechaliśmy w milczeniu. Clary nie często prosiła mnie żebym zabrał ją do Instytutu. Co prawda rodzice Aleca i Izzy jeszcze nie wrócili, ale Clary dziwnie się czuła obok brata, w którym jest zakochana. W sumie każdy by się tak czuł.
-Jesteśmy- powiedziałem.- Iść z tobą?- zapytałem po chwili.
-Tak. Wejdę tylko na chwilę. Muszę porozmawiać z Jacem- przerwała.- Zresztą i tak chciałeś zobaczyć Izzy- dodała uśmiechając się do mnie.
   Westchnąłem. Wysiedliśmy z auta i pokierowaliśmy swoje kroki do Instytutu. Clary zapukała szybko. Po chwili w drzwiach stanęła Izzy. Była bardzo blada.
-Izzy? Co się stało?- Zapytała Clary.- Gdzie Jace?
-Moja mama i Max przyjechali. Mama rozmawia z Jacem w bibliotece- powiedziała Isabelle. Clary zbladła. Podziękowała Izzy i szybko pobiegła do biblioteki. Ja i Izzy zostaliśmy sami.
-Cześć Simon- uśmiechnęła się do mnie. Ciekawe jak ona to robi, że w ciągu trzech sekund wyraz jej twarzy potrafi się zmienić diametralnie.
-Hej- też się uśmiechnąłem.- Dlaczego byłaś taka blada, kiedy mówiłaś, że twoja mama wróciła? Zawsze ją wychwalacie, a teraz…- powiedziałem starając się przełamać lody.
-To nie tak. Cieszę się z powrotu mamy. Ale widzisz…- rozglądnęła się czy nikt jej przypadkiem nie słyszy.- Ona wie o ojcu Clary i Jaca- powiedziała konspiracyjnym szeptem.
-Aha…- zastanowiłem się.- To chyba nie dobrze?
-Nie wiem tego- wzruszyła ramionami. Zapadło milczenie. Nie chciałem rozmawiać z nią o Clary, Jasie i ich rodzinnych sprawach.
-Simon?- usłyszałem głos Isabelle.
-Co?- powiedziałem odruchowo.
-Pamiętasz jak kiedyś obiecałeś mi, że zabierzesz mnie do kina?- powiedziała patrząc na mnie.
-Nie przypominam sobie- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Właściwie nie pamiętałem, żebym, kiedykolwiek ją idziesz zapraszał.
-Och…- Izzy westchnęła zawiedziona.
-Ale widziałem, że dziś… jest ciekawa komedia… i w sumie… fajnie by było… jak byśmy poszli… razem- wyjąkałem w końcu. W końcu taka okazja mogła się nie powtórzyć.
-Serio?- rozpromieniła się.
-Jasne. Przyjechać o ciebie o osiemnastej?- zapytałem.
-Tak! To znaczy… idealnie- uśmiechnęła się do mnie.
-Idziemy Simon. Do zobaczenia Izzy- Clary wyszła z Instytutu tak ja by wystrzeliła z torpedy.
-No to do wieczora!- pomachałem jeszcze Isabelle ba pożegnanie.
 ***
Grrrrrrrrrrrrr….
Nie wyszło mi. Jestem na siebie wściekła, bo chciałam żeby wyszło idealnie, a to jest do …. No wiecie, o co chodzi.
Gabrysia M.
PS: Nowe możliwości miniatuek! Mogą być z serii: ,,Percy Jackson i Bogowie olimpijscy'' oraz ,,Olimpijscy herosi''

niedziela, 26 października 2014

Notatka z pamiętnika- Harry i Ginny.



Hogwart, 20.05.1997 r. godz. 10:00
   Tajemnica. Miłość. Brak zrozumienia. Mieliście kiedyś z tym styczność? Pewnie ta. Czy wy rozumiecie, o co mi teraz chodzi? Zapewne nie. Pocieszę was. Ja też zupełnie nie wiem. Piszę ten pamiętnik tylko po to żeby się wyżalić z moich nastoletnich problemów. A komu jak nie innym nastolatkom, które to pewnie kiedyś przeczytają? Tak naprawdę możemy liczyć tylko na siebie. No, co kogo obchodzi to, że podoba mi się nie uchwytny Harry Potter. Tak. Dokładnie. Co prawda nie powinnam się nim przejmować. W końcu miałam chłopaka, ale ostatnio z nim zerwałam, bo strasznie się mnie czepiał. Zachowywał się jak niańka ( a tak zachowywać się może tylko Ron), a nie jak chłopak. Grrrr… Zresztą nie ważne. Dzisiejszy mecz gramy bez kapitana, bo Snape dał mu szlaban. I wszystko na mojej głowie, bo to ja jestem dziś szukającą. A mnie kto zastępuje? Oczywiście Dean Thomas. Jak Harry nam to mówił to nie wyglądał na zadowolonego, ale co zrobić skoro nawet McGonagall nie przekonała nauczyciela eliksirów. No dobra. Idę wygrać ten mecz.



Hogwart, 20.05.1997r. godz. 11:30
   Wygraliśmy!!! Udało się!!! Złapałam znicz! Zdobyliśmy puchar! Harry będzie ze mni… to znaczy z nas dumny!
   W PW Będzie impreza. Nie mogę się spóźnić. Może napiszę potem przebieg…



Hogwart, 21.05.1997r. godz. 2:30
   Teoretycznie powinnam padać ze zmęczenia, ale ja jestem w świetnej formie. Jestem taka szczęśliwa. Wszystko zaczęło się układać. Jestem teraz z Harrym. Tak długo na to czekałam…
   Zaczęło się od tego, że świętowaliśmy. I nagle przejście w portrecie się otworzyło. Do pomieszczenia i od razu pojął, że wygraliśmy. Podbiegł do mnie i zapewne niewiele myśląc pocałował mnie… On tak świetnie całuje!!! Dean to widział. Jaki on był wściekły! Wszyscy bili nam brawo… Nawet Ron nie wyglądał na złego. Całą imprezę przetańczyłam z Harrym…
KOCHAM GO!!!


Hogwat, 21.05.1997r. godz. 2:40
   Po pierwsze to nie jest pamiętnik. Piszę to na pojedynczym pergaminie tylko po to żeby zapamiętać tą datę. Już wczoraj Ginny została moją dziewczyną. Tak długo czekałem na ten moment. Na chwilę, w której ją pocałuję, powiem, że ją kocham. Przytulę do siebie nie musząc udawać, że to tylko przyjacielski uścisk. A co najważniejsze, Ron nie jest na mnie zły. Stwierdził, że to było tylko kwestią czasu. Ale kiedy tylko na chwilę Ginny odeszła Ron powiedział, że jeśli kiedy kolwiek ją skrzywdzę, to osobiście odpłaci mi tym samym w bardziej bolesny sposób. A, że Ron jest wysoki, silny ( co z tego, że ja też jestem) czuję się w obowiązku uważać.


   -Harry i Ginny są teraz jak papużki nierozłączki- stwierdziła któregoś czerwcowego dnia Hermiona.
-To pomału zaczyna się robić męczące, ale i tak cieszę się ich szczęściem- powiedział Ron kładąc się na trawie i wpatrując w błękitne niebo.
-A, co jeśli im nie wyjdzie?- zastanowiła się Hermiona kładąc się obok niego.
-Mówisz praktycznie jak Dean Thomas- imię byłego chłopaka swojej siostry Ron wymówił z obrzydzeniem.- Wszystko będzie dobrze. Musi być.
 ***
Hahahaha!
Pewnie spodziewaliście się po mnie czegoś więcej, ale niestety. Pomimo, że lubię Hinny to ten temat jest już poruszany przez J.K. Rowling przez co dla mnie nie ma już za dużego pola do popisu.
Gabrysia M.

niedziela, 12 października 2014

Pierwszy dzień- Clove.



‘’A gdzie kochaś?
Widzę, że chciałaś mu pomóc, tak?
 To słodkie.’’
/Clove do Katniss podczas uczty przy Rogu Obfitości/

   Stałam przed lustrem. Dożynki. Igrzyska. Czym to dla mnie jest? Niezłą zabawą. Z mojego Dystryktu często się zdarza, że trybut wygrywa. Moja siostra zawsze powtarza: ,,Igrzyska dają sławę- jeśli tylko przeżyjesz’’. I chociaż nigdy nie była na Igrzyskach i już nigdy nie będzie wiem, że ma rację. Ja i Cato jako trybuci Dystryktu 2. Założyłam kombinezon.
   Ocena indywidualna. Dostałam 10 punktów. A ta przeklęta 12 dostała ich aż 11!!! Popamięta mnie. Sprawię, że ból, jaki jej zadam będzie ostatnim odczuciem jej życia. Nie mogę zawieść mojego dystryktu. Moja matka zanim wyjechałam powiedziała: ,,Jesteś silna, dzielna i nieprzewidywalna. Dasz sobie radę.’’ Powiedziała to kobieta, która widywała mnie tylko w dni, w których oddawaliśmy cześć Kapitolowi.
-Clove- do mojej sypialni zajrzał Cato.- Już czas.
   Wyszłam z pokoju. Poduszkowiec Kapitolu zabrał mnie na arenę.
Gra się rozpoczęła.
      Jeśli nigdy nie braliście udziału w bitwie przy Rogu Obfitości, nigdy nie zrozumiecie jak to jest, kiedy biegniesz po swoją ulubioną broń. I nagle ktoś próbuje ci odebrać tę broń. Ja wściekłam się. Wyrwałam chyba 10 moje noże i wzięłam jeden z nich. Cięłam jej ciało. Dawało mi to ulgę. Sprawiało, że czułam się dobrze w swojej skórze. Jej ból. Jej przerażone krzyki. Bawiłam się do czasu, w którym poczułam, że jej serce przestaje bić. Wtedy wzięłam się za następną ofiarę. Zabijałam. I czułam się z tym dobrze.
-Clove- Cato wpadł na mnie.- Wszyscy inni już pouciekali. Zostaliśmy tylko ty, ja, Glimmer i Marvel- zrozumiałam, że tylko nasi sojusznicy tu zostali. Ale mimo wszystko mój wzrok dostrzegł cień przy rogu.
-A nie zapomniałeś może o kochasiu z 12?- wskazałam palcem dokładnie w miejsce, z którego po chwili wyłonił się ten chłopak z 12.
-Idealny na przynętę- szepnął mi Cato.
-Dobrze myślisz, ale mam nadzieję, że się nie mylisz, bo mam ochotę dopaść tą dziewuchę- powiedziałam wycierając nóż o kurtkę jakiegoś nie zabranego jeszcze trybuta.
-Ty?- oczy mu pociemniały.- No dobrze. Możesz ją zabić- zgodził się.
-Ty! 12!- zawołała Glimmer. Chłopak podniósł wzrok.- Jaką msz broń?- pokazał nam maczetę. Jeśli umie się nią posługiwać to będziemy mieli kłopoty. Chyba, że to tylko dla przykrywki.
-Przydasz nam się kochasiu- zaśmiał się Cato. 12 jednak nie był zdenerwowany, wystraszony czy coś w tym typie. Patrzył na nas spokojnie.
-Idziesz z nami- powiedziałam.- Albo zginiesz- syknęłam.
-Nie sądzę aby to było konieczne- odezwał się spokojnie. Jego spokojny głos denerwował mnie.
-Idziemy!- zawołał Cato.- Niech pozbędą się ciał- odeszliśmy od rogu dostatecznie daleko aby poduszkowiec mógł zabrać nasze ofiary.
-Dlaczego robi się już ciemno?- zdziwił się Marvel po kilkunastu godzinach marszu.
-Dlatego, że arena jest zaprogramowana przez ludzi idioto- Glimmer nie miała cierpliwości do swojego współtowarzysza.
-Stop- powiedział nagle Cato.- Widzicie?- wskazał jakieś światło.
-Jakaś nieostrożna duszyczka zapaliła ognisko- uśmiechnęłam się pod nosem. Podeszliśmy bliżej. Jakaś dziewczyna siedziała samotnie przy płomieniach.
-Mogę?- zapytała Glimmer. Jej broń to łuk.
-Nie. Jest moja- Cato pobiegł w tamtą stronę, a my wszyscy za nim.- Cicho dziewuszko, bo spłoszysz nam kolację- Cato kucał przed przerażoną dziewczyną zatykając jej usta.
-Dziękujemy, że pomogłaś się nam znaleźć- powiedziałam zadowolona.
-Cato. Pośpiesz się. Wiesz kogo szukamy- Glimmer niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę.
-Ech. No dobrze- powiedział z westchnieniem.- Nie miej mi tego za złe- uśmiechnął się do dziewczyny szyderczo. Ciął ją. Zaczął od gardła żeby nie mogła krzyczeć, potem ręce, nogi, brzuch. Na jej twarzy malował się ból.
-To koniec….- dała jeszcze radę szepnąć.
-Chodźcie. Już po niej- Cato wstał. Odeszliśmy kawałek.
— Dlaczego jeszcze nie strzelili z armaty?- Zdziwiłam się.
— Właśnie, to dziwne. Powinni to zrobić od razu, nic ich nie
powstrzymuje- wtórowała mi Glimmer.
— Chyba że dziewczyna jeszcze żyje- stwierdził z kpiną Marvel.
— Gdzie tam, zimny trup. Sam ją załatwiłem- Cato był pewien siebie.
— Więc co z tą armatą?- odpowiedziałam mu. Zaczęliśmy się kłócić. I wtedy kochaś odezwał się po raz pierwszy od Rogu Obfitości.
-Tracimy czas! Pójdę ją wykończyć i ruszajmy w drogę.
   Kiedy kochaś wrócił usłyszeliśmy wybuch armaty. Ruszyliśmy dalej. Na poszukiwanie 12.
***
I jak? Może być? Mi się podoba. Ale moja opinia nie za bardzo się tu liczy.
Post dedykuję: Paulli K. która zaproponowała mi właśnie taką miniaturkę.
Gabrysia M.


niedziela, 21 września 2014

,,Kocham Cię'- Camila Black.

Dzisiejszy post z dedykacją dla Pauli K.
**********************************************************************************
   Siedziałam na ganku przed domem. Właśnie wróciłam z francuskiej Akademii Magii Beauxbatons. Skończyłam niedawno piętnaście lat. Dlatego pierwszy tydzień wakacji spędziłam u przyjaciółek we Francji, ale tydzień minął bardzo szybko i nadszedł czas aby wrócić na wakacje do Hiszpanii czyli miejsca, w którym mieszkałam od jakichś 14 lat. Mieszkałam z ciocią Ann Wibston, która zajęła się mną po śmierci mamy. Albo taty, bo o nim nie wiem nic. Wiem tylko, że mam po nim nazwisko.
-Camilo Dorcas Black! Dlaczego siedzisz na ganku zamiast zaczekać w domu?- moja ciocia szła obładowana siatkami z zakupami.
-Nie mam klucza- przyznałam zawstydzona.
-Mogłam się tego po tobie spodziewać- ciocia podała mi klucz i poleciła żebym otworzyła drzwi.
-O jakieś listy do ciebie- powiedziałam, kiedy weszłyśmy do środka.
-Musiały zostać dostarczone po moim wyjściu. Pokaż Cami- wyciągnęła rękę. Posłusznie podałam jej listy. Kiedy ciocia rzuciła okiem na pierwszą kopertę, osunęła się na krzesło. Wzięła głęboki oddech.- Usiądź Cami. Ten list jest dostarczony na moje nazwisko, ale powinnaś znać jego treść- otworzyła kopertę i zaczęła czytać:

Londyn, 307.1995r.
Droga Ann!
   Na pewno dostałaś już informację od prof. Dumeldora o reaktywacji ZF. Piszę nie tylko po to aby namówić cię żebyś przyjechała i nam pomogła, ale też z powodu Camili. To, że czternaście lat temu poprosiłem, abyś wyjechała z nią jak najdalej od Londynu nie znaczy, że masz zatajać przed nią moje istnienie! Dokładnie! Wiem, że moja córka wie o mnie tylko to, że ma moje nazwisko! Dobrze wiesz, że nie zdradziłem Lily i Jamesa Voldemortowi, bo nigdy nie byłbym w stanie zrobić czegoś takiego!!! Pomimo, że Voldemort odżył Cami będzie bezpieczniejsza w Hogwarcie i ty dobrze o tym wiesz! Zresztą możesz mi odpisać, że Dorcas też chciałaby, aby Cami była bezpieczna w Hiszpani gdzie Voldemort jej nie może dopaść, ale nie możesz, bo dobrze wiesz, że Dorcas chciałaby żeby Cami była ze mną! Rozumiem, że przez 14 lat przywiązałaś się do mojej córki, ale na Boga nie odcinaj jej ode mnie!!! Bo podejrzewam, że wszystkie listy, które wysyłałm jej od czasu, w którym zdobyłem jakąś sowę nie dotarły do Cami…
   Liczę na szybką odpowiedź!
Łapa
PS: Przekaż Cami, że ją kocham i nie ma chwili bym nie myślał o niej…

   Siedziałam jak spetryfikowana. Mój ojciec pisał do mnie przez cały czas? A ja nic o tym nie wiedziałam?
-Camilo. Bardzo mi przykro, ale taka jest prawda. Twój ojciec to Syriusz Black niesłusznie uznawany za winnego śmierci Jamesa i Lily Potterów. Pisał do ciebie przez cały czas, ale ja uważałam, że nie jesteś gotowa się tego dowiedzieć. Ale prawda jest taka, że to ja nie byłam gotowa- przyznała moja ciocia.
-Kiedy jedziemy do Londynu?- zapytałam.
-Nie, nie jedziemy. Tam jest niebezpiecznie…- jąkała się ciocia.
-Mam to gdzieś!!! Tata chce żebym do niego przyjechała! Chce żebym była z nim! I mam gdzieś to, że ty się nie zgadzasz! Równie dobrze mogę do niego napisać, aby poprosił kogoś o zabranie mnie stąd!- zdenerwowana krzyczałam co mi ślina na język przyniosła.
-Pakuję swoje rzeczy. Ty spakuj swoje. Jedziemy- ciocia wstała od stołu.
   Następnego dnia o tej samej godzinie stałyśmy na Grimmauld Place pomiędzy domem nr11, a 13. Nie musiałyśmy długo czekać, aż dom z nr 12 pojawił się między nimi. Podeszłyśmy do drzwi, a ciocia zapukała.
-Harry kochaneczku otwórz, bo mam zajęte ręce!- usłyszałyśmy zza drzwi. Po chwili w drzwiach rozległ się chrzęst zamka. W drzwiach pojawił się wysoki chłopak na oko w moim wieku. Przypominał mi Jamesa Pottera, który był na zdjęciu, które pokazała mi wczoraj ciocia, z moim tatą.
-Harry! Kto to?- usłyszałam inny głos. Tym razem bardziej dziewczęcy. Zza pleców chłopaka wyłoniła się rudowłosa dziewczyna.
-Nie wiem Ginny- odparł chłopak nazwany Harrym.
-Mamo! Jakaś pani i dziewczyna przyszły- Ginny.
-Syriuszu…- znowu usłyszałam głos kobiety, ale tym razem spokojniejszy, szepczący. Usłyszałam odsuwane krzesło. Z pomieszczenia- prawdopodobnie kuchni- wyszedł wysoki mężczyzna, którego od razu rozpoznałam. Pomimo, że nie wyglądał jak 14 lat temu nadal był bardzo przystojny. Puściłam walizkę i podbiegłam do taty.
- Tato!- rzuciłam mu się na szyję.
- Camila…- tata westchnął z ulgą.
-Przypuszczam, że mogę wejść?- usłyszałam głos cioci. Zupełnie zapomniałam, że ona też tu jest.
-Witaj Ann- pod nogami poczułam grunt. Tata postawił mnie na ziemię tak żeby widzieć ciocię, ale mnie nie wypuszczał z objęć.
-Nic się nie zmieniłeś Syriuszu- stwierdziła ciocia.
-Harry, Ginny zamknijcie buzie, bo wam muchy wlecą- usłyszałam ze schodów. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam dziewczynę o burzy kasztanowych loków, a za nią trzech rudych chłopaków. Zeszli do nas.
-Twoja nowa dziewczyna Syriuszu?- zaśmiali się chłopcy, którzy byli jak dwie krople wody.
-To jest Camila Black. Moja córka- przedstawił mnie tata. Trójka, która właśnie się koło nas pojawiła otwarła buzię.
-Hermi, Ron, Fred, George zamknijcie buzie, bo wam muchy wlecą- odparła Ginny przysłodzonym głosem.
- Zamknij się młoda- powiedział chłopak o imieniu… w każdym razie jeden z bliźniaków.
-Wejdźcie do kuchni, bo zaraz przyjdzie Remus, a my tłoczymy się w drzwiach. Ruszyłam z tatą. Ciocia szła za nami. Walizki bliźniacy ustawili przy ścianie twierdząc, że potem zaniosę je do pokoi.
-Nie zostaniemy na długo- powiedziała ciocia. Stanęłam jak wryta, a po sekundzie odwróciłam się na pięcie.
-Słucham?- zapytałam zdziwiona. Tata też się odwrócił zdziwiony.
-Powiedziałam, że za niedługo wracamy do domu- powiedziała ciocia patrząc mi w oczy.
-Pisałem ci przecież…- tata chciał coś powiedzieć, ale ciocia mu przerwała.
-Nie obchodzi mnie co mi pisałeś. Zgodziłam się na to aby Camila cię poznała, ale musi dokończyć edukację, a tu nie jest teraz bezpiecznie- powiedziała ciotka.
-Pójdę do Hogwartu- odpowiedziałam jej.
-Camilo…- oburzyła się ciotka.
-Nie będziesz mi dłużej rozkazywać. Zresztą… Wzięłam z domu wszystkie rzeczy- powiedziałam starając się panować nad Emocjami.
-W takim razie ja już jutro wracam do domu- ciotka powiedziała oburzona.
-Tato?- odwróciłam się do taty całkowicie ignorując zdenerwowaną ciotkę.
-Słucham Cami?- tata popatrzył na mnie.
-Głodna jestem- pokazałam białe zęby w uśmiechu.
-No to dobrze trafiłaś, bo właśnie będzie obiad- uśmiechnęła się do mnie Ginny.- Tak przy okazji. Jestem Ginny- wyciągnęła do mnie rękę.
-Ja Camila, ale wszyscy mówią mi Cami- podałam jej rękę, a ona pociągnęła mnie za nią tak, że padłam jej w ramiona.
-Już cię lubię- zaśmiała się dziewczyna.
-Gin, bo udusisz Kamilę- podszedł do nas Harry.- Ja mam na imię Harry, to jest Hermiona- wskazał na dziewczynę, która niosła dzbanek z sokiem, to Ron- przedstawił mi chłopaka, który stał tuż obok niego. A bliźniacy to Fred i Gorge.
-Spokojnie. Po pewnym czasie zaczniesz ich rozróżniać- uspokoiła mnie Hermiona.
   Później już tylko poznałam resztę osób. Tak minął mi cały dzień. Kiedy później leżałam w moim łóżku w nowym pokoju. Wszedł do mnie tata.
-Śpisz już Cami?- zapytał mnie.
-Nie… Tato?
-Słucham skarbie?- podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka.
-Kocham Cię- powiedziałam.
-Ja też cię bardzo kocham. I twoja mama też bardzo cię kochała- tata pocałował mnie w czoło.- A teraz już śpij.
***********************************************************************************
Podoba się?

piątek, 12 września 2014

Przyjaciółka, przyjaciela- Doriusz.



   Ja, Rogacz, Lunio i Glizdek siedzieliśmy na uczcie rozpoczynającej rok szkolny. Wszyscy pierwszoroczni zostali już przydzieleni, ale oczywiście dyrcio musi powiedzieć coś od siebie.
-Moi kochani uczniowie. Zaczynamy kolejny rok szkolny! Pełen nowych zaklęć i eliksirów…
-I żartów Huncwotów!!!- krzyknąłem.
-Dokładnie panie Black, nikt nie myśli, że będzie inaczej- uśmiechnął się drops.- Jednak czwarta klasa do czegoś zobowiązuje, nieprawdaż?- mrugnął do nas.- Jednak skoro rozmawiamy o czwartej klasie chciałbym przedstawić wam nową uczennicę, która dołączy do czwartej klasy i zaraz dowiemy się do jakiego domu. Zapraszamy pannę Dorcas Meadowes- do Sali weszła wysoka dziewczyna o włosach czarnych jak kruk. Bardzo opalona, szła dumnie i pewnie. Zupełnie jak James, tylko z tą różnicą, że on jest facetem, a ona piękną dziewczyną. Dorcas usiadła na stołku, a McGonagall założyła jej tiarę na głowę.
-GRYFFINDOR!!!- jak cudownie. Dziewczyna pokierowała się do naszego stołu, ale co dziwne idzie w stronę moją i Rogacza…
-James!!!- Dorcas rzuciła mu się na szyję.\
-Ciebie też miło widzieć Czarna- on też się do niej przytulił. Dziewczyna wepchała się między mnie, a Jamesa. Na stole pojawiło się jedzenie, a ja siedziałem jak spetryfikowany.
-Już nie mogę się doczekać aż zaczną się lekcje. Moja mama mnie uczyła jak byliśmy w Afryce, ale totalnie nie miała pomysłu jak wbić mi to wszystko do głowy. Mam nadzieję, że w końcu dowiem się czegoś więcej- zaczęła szczebiotać.
-Dorcas...- zaczął jamek.
-…co?- dziewczyna przerwała gadaninę.
-Mogę ci przedstawić moich kolegów?- Rogacz chyba zna ją bardzo dobrze, bo nie czekał, aż znowu zacznie gadać.- To jest Remus- przedstawił Lunia.
-Dla przyjaciół Lunatyk- Remus podał jej rękę.
-A to Peter- Rogacz wskazał Gwizdka.
-Chłopaki mówią do mnie Glizdogon- Peter również podał jej rękę.
-No i na koniec, Syriusz, który jest dla mnie jak brat- Dorcas odwróciła się do mnie. O Jezu, jej niebieskie oczy są… cudowne. Rogacz mnie wyśmieje jak mu powiem, że chyba się zakochałem.
-A mi mówią Łapa- podałem jej rękę, a dziewczyna patrząc mi w oczy przytuliła mnie.
-Ty nie siedzisz po drugiej stronie stołu, więc mogę przywitać cię taj jak mam w zwyczaju- powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha. Kiedy odsunęła się ode mnie zauważyłem, że jest zarumieniona.- Używasz bardzo ładnych perfum- powiedziała. I to mnie położyło na kolana. To chyba pierwsza dziewczyna, która tak odważnie komentuje mnie… Jak w transie patrzyliśmy sobie w oczy.
-Budzimy się!- Rogacz pstrykał nam ręką przed nosami.- Dorcas! Twój ojciec będzie wściekły jak się dowie, że zakochałaś się pierwszego dnia szkoły!
-A czy on musi wiedzieć?- Dorcas nie przerywała naszego wpatrywania się sobie w oczy.
-To już nie montuje ci kamery w ubraniach, kiedy żegnacie się na dłużej?- zapytał Rogacz.
-Kamera!- Dorcas podskoczyła, zarumieniła się i odwróciła się do mnie bokiem.- Skoro jesteście przyjaciółmi Jamesa to możecie się do mnie zwracać tak jak on, czyli Czarna.
-A, o co chodzi z tą kamerą?- zapytałem ciekawy.
-Mój tata montuje kamery w moich ciuchach żeby kontrolować każdy mój ruch…
-Rogacz? Myślisz o tym, co ja?- zapytałem.
-Już dawno chciałem to zrobić- uśmiechnął się.
   A potem oglądaliśmy jak kamera rozpadała się na miliony kawałeczków.
Dorcas natomiast podziękowała mi w bardzo przyjemny sposób. 
***********************************************************************************
Całowali się trzydzieści minut po poznaniu....
Czegoś takiego to jeszcze nie widziałam...
Gabrysia M.

piątek, 29 sierpnia 2014

Przyjaźni pomaga, nawet w miłości- Jilly.



   Wszystko wydarzyło się szybko. To było chyba najmniej spodziewane lato w moim życiu. Oczywiście zaczęło się beznadziejnie.
   7 lipca 1978 Petunia została żoną tego swojego świniowatego Vernon’a. Bo i gdzie zamieszkali? Oczywiście w domu przy Pet Drive 4. W pokoju Petuni. Ale pełno było ich wszędzie. Pudła Vernona stały nawet w moim pokoju. Ale jak dla Petuni to nie mialo znaczenia, że cisnę się w pokoju. Najlepiej było by jak bym przeniosła się do innego pokoju. Albo znalazła sobie własne mieszkanie.
   Na początku nie ruszało to, ani mnie, ani moich rodziców, ale po tygodniu wyszło nam to bokiem narzekanie mojej siostry. I właśnie wtedy rodzice postanowili, że wyprowadzimy się z domu. Znajdziemy jakiś mniejszy domek. Wpadłam wtedy na pomysł aby zamieszkaś w Dolinie Godryka. Skontaktowałam się z dyrektorem Hogwartu, profesorem Dumbeldorem. A on ,,załatwił’’ nam mały domek. W samym środku doliny.
   17 lipca wprowadziliśmy się. Ja zajęłam się moim pokojem, który znajdował się na poddaszu i był największy w domu. Z balkonu było widać Wzgórze Doliny Godryka i willę Godryka. Byłam ciekawa jak wygląda z bliska. Dlatego szybko podjęłam decyzję.
-Idę na spacer mamo!- krzyknęłam i wyszłam z domu. Swoje kroki pokierowałam w stronę willi Godryka.
-Lilka?- kiedy byłam w połowie drogi usłyszałam znajomy głos.
-Dorcas!- odwróciłam i rzuciłam się w ramiona czarnowłosej piękności. Dorcas Meadowes. Moja najlepsza przyjaciółka. Ostatni raz widziałam ją na zakończeniu szkoły. I tym razem tęskniłam za nią bardziej niż zawsze.- Co tu robisz?- zapytałam.
-Przyjechałam wczoraj do Syriusza. No wiesz. Mieszka u Jamesa- wyjaśniła mi.
-No tak. James też tu mieszka- powiedziałam. James Potter. Mój były chłopak. Zerwałam z nim bez większego powodu. W sumie to sama nie byłam pewna, dlaczego. A potem zdałam sobie sprawę, że ja go przecież kocham. Niestety uświadomiłam to sobie z późno.
-Też? To, kto z naszej paczki tu mieszka?- zdziwiła się Dorcas.
-Ja i moi rodzice wprowadziliśmy się dzisiaj- zdradziłam w końcu.
-Ojeju! To cudownie! Ja też mam dla ciebie nowinę- powiedziała, a ja spojrzałam na nią pytająco.- Syriuszami się oświadczył!- pokazała mi pierścionek.
-Gratuluję!- powiedziałam z entuzjazmem.
-Jai jest cel twojej wyprawy?- zapytała Dor zmieniając temat.
-Chciałam zobaczyć willę Godryka z bliska- powiedziałam.
-Czyli cel ten sam. Idziemy do Jamesa i Syriusza- stwierdziła Dorcas.
-Co?!!!- prawie krzyknęłam.
-James i Syriusz mieszkają w willi Godryka. Nie przesłyszałaś się- moja przyjaciółka pociągnęła mnie na górę. Kiedy tam już doszłyśmy, otworzyła bramę i podeszła do drzwi wejściowych. Zadzwonila dzwonkiem i po chwili w drzwiach stał Syriusz Black.
-Cześć Darciu- pocałował ją.- O witaj Lily- powiedział. Nie był raczej zadowolony z faktu, że mnie widzi. Ale wpuścił mnie do środka.
-Co tak pięknie pachnie- Dorcas pociągnęła nosem.
-Nie wpycham się Rogaczowi do garów- odpowiedział Black.
-Mam nowinę- powiedziała Dor.
-Jaką?- zdziwił się Syriusz.
-Lily i jej rodzice zamieszkali w dolinie- kiedy Dori to powiedziała Syriusz zaciął się na moment.
-T-t-t-t-yyy tu?-zapytał. Pokiwałam głową.
-O cholera!- po raz pierwszy dziś usłyszałam Jamesa. A po chwili z kuchni wyłoniła się cała postać. Wzdrygnęłam się. Nie miał na sobie koszulki, więc było dobrze widać mięśnie jego brzucha.
-Co się stało stary?- zapytał Syriusz.
-Sparzyłem się- powiedział James.-Cześć dziewczyny- powiedział.
Ding! Dong!
-Syriusz otwórz. To pewnie Sara- zastanowiłam się. Czyżby to była jego dziewczyna. Po chwili do pokoju wpadła drobna blondynka i rzuciła się na szyję Jamesowi.
-Dziękuję! Dziękuję- krzyczała.
-Czyli się zgodził?- zapytał James.
Tak!- Mamy się spotkać dziś wieczorem. Omój boże co ja na siebie włożę?- dziewczyna znikła tak szybko jak się pojawiła. A mi ulżyło. Czyli to jednak nie jest jego dziewczyna.
-Zostaniesz na obiad Lily?- zapytał Syriusz.
-Jasne, że zostanie- odpowiedziała za mnie Dor i pociągnęła do kuchni. A tam zjedliśmy najlepsze spaghetti na ziemi.
-To jest pyszne- odezwałam się po raz pierwszy kiedy dotarłam do willi Godryka.
-Jak już zjedliśmy to ja i Syriusz idziemy do niego ustalać listę gości- Dori i Syriusz wyszli z kuchni zostawiając mnie i Jamesa samych. James zaczął zbierać talerze ze stołu. Pomogłam mu.
-Muszę z tobą porozmawiać- odezwałam się nie mogąc dłużej znieść tej ciszy.
-Nie mam pojęcia o czym chcesz rozmawiać- pierwszy raz dziś zwrócił się bez pośrednio do mnie. Nie odpowiedziałam mu jednak. Po prostu zbliżyłam się, stanęłam na palce i pocałowałam go. A on odwzajemnił pocałunek. Objął mnie w pasie i posadził na kuchennym blacie tak aby nasze twarze były na równej wysokości.- Tak możemy rozmawiać- uśmiechnął się w tak uwielbiany przeze mnie sposób i znowu mnie pocałował.
***********************************************************************************
Proszę bardzo. Liczę, że się podobało i dostanę dużo komentarzy.
Chciałam was też poinformować, że postanowiłam dodać trochę innych opcji na miniaturki. Możecie teraz proponować mi pisanie o bohaterach ,,Igrzysk Śmierci'' i ,,Darów Anioła: Miasta Kości''.
Gabrysia M.

niedziela, 17 sierpnia 2014

,,Nauczyła się na nowo dostrzegać kolory życia''- Dramione.



   -Mam to w nosie Harry! Ronald to twój najlepszy przyjaciel! Powinniście się nawzajem wspierać, Anie kłócić o byle, co!- Draco Malfoy. Ślizgom z krwi i kości chował się za filarem podsłuchiwał rozmowę swojego wroga- Harry-ego Potter’a i Hermiony Granger, szlamy, w której (wbrew długoletniej tradycji jego rodziny) był zakochany.
-A Ron to twój narzeczony, więc znowu bierzesz jego stronę?- zapytał zdenerwowany Potter.
-Nie biorę niczyjej strony! Moim zdaniem wasza kłótnia jest bezsensowna!- Harry zamiast słuchać swojej ,,rozmówczyni’’ zaczął się oddalać. Granger pomknęła za nim, dalej wygłaszając swoją przemowę.
,,A więc to jednak prawda. Będą małżeństwem’’- pomyślał Draco i odszedł ze stanowiska podsłuchu. Powędrował na błonia, gdzie znalazł najbardziej odludną część i rozsiadł się wygodnie na trawie. Musiał pomyśleć. On, Draco Malfoy, który mógł mieć każdą ślizgonkę na zawołanie, zakochał się akurat w szlamie. Za co? Teraz ojciec znajdzie mu jakąś malowaną blondynę, która nawet w oddychaniu będzie gorsza od Hermiony Granger przyszłej pani Weasley. W sumie jak by nie patrzeć za tydzień kończą szkołę.
,,Może gdzieś wyjadę?’’- pomyślał ślizgom i uśmiechnął się błogo.
 *****************************Dwa miesiące potem******************************
   Draco Malfoy odpoczywał w gorącej Hiszpanii. Na kursie aurorów powiedział, że chce trochę odpocząć. Zapakował walizkę i wyjechał. Teraz wylegiwał się na tarasie pokoju, który wynajął u bardzo miłej starszej pani, (która oczywiście była czarodziejką czystej krwi). Malfoy napawał się niczym, niezmąconym spokojem, który przerwała sowa. Sowa Proroka codziennego przysiadła Dragonowi na ramieniu dziobiąc go w nos, zmuszając do otworzenia oczu. Malfoy odebrał pocztę i zapłacił denerwującej sowie.
Otworzył gazetę na byle, jakiej stronie i zauważył u niego dreszcz. U niego! Niczym niewzruszonego Ślizgona.

Tragiczny wypadek na kursie dla aurorów!

   ,,Wypadek? Co się mogło stać?’’- Draco zaczął czytać z ciekawością.

   Nowy nauczyciel początkujących aurorów zawalił!
Wczorajszego popołudnia (czwartek) Berni Morino dowiedział się iż w jednym, z mugolskich bloków grasuje chory psychicznie czarodziej, postanowił zabrać swoich uczniów na lekcję praktyczną.
   Kiedy kursanci i trzech doświadczonych aurorów przybyli na miejsce okazało się, że xz wszystkich zamieszkałych w budynku ludzi żyje już tylko dwójka dzieci. 6- letni Andrew i 5-letnia Anabella. Od razu przystąpiono do ratowania dzieci, które już po chwili były bezpieczne.
   Trudniej było jednak unicestwić zabójcę. Harry Potter wysłał w jego kierunku mocne zaklęcie usypiające. ,,No oczywiście. Potter. A kto by inny?’’- stwierdził Draco.
   Niestety. Różdżka psychicznego czarodzieja zdążyła wysłać ostatnie mordercze zaklęcie wysłane w stronę wyłaniającego się zza progu Ronalda Weasley, który nie zdąrzył umknąć.
   Tragedia ta dotknęła głęboko rodzinę i przyjaciół pana Weasley oraz jego narzeczoną- Hermionę Granger.
   Usłyszeliśmy przypadkiem kiedy płacząca panna Granger mówiła do siostry i matki zmarłego: ,,Chciałabym, aby pogrzeb odbył się wtedy kiedy mieliśmy brać ślub. I żeby Ron miał założone ubrania, które miał mieć ubrane na uroczystości.’’ Rodzina zgodziła się na te prośby z nadzieją iż niedoszła pani Wealey upora się jakoś z tą stratą, która zbliża ją do rodziny Weasley jeszcze bardziej.
  Pogrzeb odbędzie się jutro (sobota) o 11.30 na cmentarzu przy Street dead 5.
   Informujemy również, że dotychczasowy nauczyciel aurorów został zwolniony z ministerstwa magii, a jego pracę przejmuje Nimfadora Tonks.
   Cała załoga Proroka Codziennego składa rodzinie i przyjaciołom zmarłego szczere kondolencje.
   ,,Weasley nie żyje?’’- tylko tyle był w stanie pomyśleć Draco. Żadnych poniżających myśli. Tylko to.
   Malfoy podjął szybką decyzję. Zapakował rzeczy do walizki, zabrał swoją sowę i wyszedł z pokoju. Zapłacił właścicielce i teleportował się do Londynu. Pragnął tylko zdążyć na jutrzejszy pogrzeb Weasley’a, aby móc pocieszyć Hermionę.
****************************Pół roku później**********************************
-Hermiona!- Hermiona Granger usłyszła głos Draco Malfoy’a.
-Czekaj- powiedziała do Ginny Weasley. Malfoy dogonił je. Staną twarzą do Hermiony, a plecami do Ginny.
-Herm, co powiesz na to żebyśmy wybrali się razem na kolację?- zapytał Draco. Hermiona nad jego ramieniem spojrzała pytająco na Ginny. Ta tylko pokiwała twierdząco głową.
-Chętnie- Granger odpowiedziała Malfoy’owi. Omówili szczegóły spotkania i pożegnali się.
   Szykowały się zmiany. Hermiona pokochała Draco choć nie tak jak kochała i pewnie zawsze będzie kochać zmarłego narzeczonego- Rona. Jednak to dzięki Draco nauczyła się na nowo dostrzegać kolory życia.
***********************************************************************************
Podoba się?
   Post miałam przygotowany kilka dni temu jednak musiałam poczekać na kolej tego bloga. Nie mogłam zburzyć mojego systemu J.
   Podawajcie mi jakieś pomysły w zakładce Propozycje, bo niedługo nie będę miała, co pisać.
Gabrysia M.

środa, 6 sierpnia 2014

,,Bo ty kochasz ją, a ona kocha ciebie''- Remus i Tonks.



-Remusie!- Nimfadora Tonks próbowała dogonić Remusa Lubina, który wychodził właśnie ze -sklepu Freda i George’a.
-O. Witaj Doro. Nie widziałem cię- Lupin uśmiechnął się do niej.
-Ja też dopiero przed chwilą cię zauważyłam- Tonks nie do końca mówiła prawdę.
-Masz do mnie jakąś sprawę?- zapytał Lunatyk.
-Nie. Po prostu nie byłam pewna czy to ty. Nie, na co dzień można zobaczyć jak wychodzisz ze sklepu z dowcipami- Dora plątała się w zeznaniach.
-Aha. No cóż. To ja- Remus wskazał na siebie.- A teraz przepraszam, ale muszę już iść- Remus odwrócił się.
,,Ale ty jesteś głupi. Dlaczego nie zaprosisz jej na kolację? Matoł z ciebie Lunatyku’’- usłyszał głos swojego dawno zmarłego przyjaciela- Jamesa Potter’a.
,,Zgadzam się z Rogaczem’’- przed oczami Remusa stanął obraz potępiającego go Syriusza.
-Doro?- Remus odezwał się niepewnie.
-Słucham?- Tonks odwróciła się.
-Wybrałabyś się ze mną na kolację?- zapytał Remus z mocno bijącym sercem.
-Bardzo chętnie- włosy Tonks z myszo szarych zamieniły się w neonowo różowe.
-A, więc wpadnę po ciebie o siódmej. Odpowiada ci?- zapytał Remus z ulgą.
-Tak. Jasne.
-No to do zobaczenia później- Tonks pomachała mu na pożegnanie i szybko się teleportowała.
,,Widzisz Remusie. Wcale nie było tak źle’’- stwierdził James.
,,Na pewno będziecie się świetnie bawić’’- dodał Syriusz.
   Mówicie jak wtedy, kiedy doradzaliście mi abym umówił się z Ann. No, ale dlaczego w tym momencie?
,,Bo ty kochasz ją, a ona kocha ciebie. Powinniście być razem. I to szczęśliwi’’- oznajmił Rogacz.
   Tego nigdy nie mówiłeś.
,,Mówię aktualnie’’- powiedział James.
   Czyli żyjesz?
,,Nie, ale widzę wszystko z góry. Więc mam na ciebie całkiem niezły widok przyjacielu’’- odpowiedział Potter.

-Remus zaprosił mnie na kolację, Remus zaprosił mnie na kolację- Tonks szukając odpowiedniej sukienki podśpiewywała sobie.- Ta czerwona sukienka jest idealna. I czarne włosy- włosy Tonks z neonowego różu zmieniły się na czarne i trochę dłuższe.
-Nimfadoro?- Tonks usłyszała pukanie do drzwi.
-Słucham mamo?- Dora wpuściła matkę do pokoju.
-Gdzie się wybierasz?- zapytała Andromeda Tonks.
-Remus zaprosił mnie na kolacę- odpowiedziała córka nieświadomie cytując tekst swojej wcześniejszej piosenki.
-Remus Lupin?- zdziwiła się mama Dory.
-Tak. Dokładnie- Dora stanęła twarzą w twarz z mamą.
-Rozumiem. Baw się dobrze- pani Tonks wyszła z pokoju zostawiając córkę samą.
   Dora zaczęła ostatnie przygotowania. Nałożyła makijaż. Założyła kolczyki i chwyciła buty. Kiedy je ubierała usłyszała głos ojca.
-Córeczko! Remus Lupin przyszedł!- Tonks chwyciła zapakowaną wcześniej torebkę i czarny sweterek. I tak szybko jak pozwalały jej na to buty zeszła do holu.
-Witaj Remusie- uśmiechnęła się do niego.
-Wyglądasz pięknie- Remus mówił oszołomiony.
-Dziękuję.
-Gotowa?- Zapytał Lupin. Tonks twierdząco pokiwała głową.- Więc chodźmy.
 ***************************************************************************
Może być?
Gabrysia M.

piątek, 25 lipca 2014

,,Le véritable amour c’est quand un silence n’est plus gênant.''- Bill i Fleur.

Hej!
   Ta notka jest dla mnie trochę trudna, bo o parze, którą się wcale nie interesowałam, ale przecież każdy z nas musi podejmować wyzwania i wkraczać na nieznane tory. Prawda?
   Dlatego proszę. Nie złośćcie się na mnie jeśli coś przekręcę. I tak na marginesie podajcie może trochę więcej propozycji. Nie musi być z Harry'ego Potter'a =).
************************************************************************************
-Powtórz. Przyjechałam z Francji i zakochałam się w moim nauczycielu angielskiego- wysoki rudy facet wyglądający na ok.25 lat siedział i śmiał się do pięknej blondynki siedzącej obok niego.
-Zapami...zapami...
-Zapamętaj?- podsuną chłopak.
-Oui! Nie uczysz mi już angielski. Teraz jesteś moim narzeczonym- powiedziała dziewczyna łamaną angielszczyzną.
-Wiem o tym Fleur- oczy chłopaka ciągle się śmiały.
-Och Bill!- dziewczyna poderwała się z miejsca ciągnąc za sobą swojego towarzysza.
-O co chodzi?- Bill zdziwił się nagłą dynamiką dziewczyny.
-Twoja maman będzie zła na mnie- lamentowała dziewczyna.- Ugotować będę z nią kolację- tłumaczyła. Bill nie mogąc wytrzymać zaśmiał się.
-Bill! To nie zabawne! Twoja maman będzi mal- Fleur zaczęła się denerwować.
-Nie martw się. Nie będzie zła. Przecież wie, że mamy ostatnie załatwienia przed ślubem- Bill złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie.
-Vous croyez?- zapytała dziewczyna nadal się denerwując.
-Jestem pewien. A teraz chodź. Zobaczymy czy w ,,Muszelce'' wszystko gotowe- powiedział i sprawdzając czy nikt ich nie widzi teleportowali się.
-Jak tu pięknie!
-Tak uważasz kochana?- Bill przytulił do siebie swoją przyszłą małżonkę.
-Uwielbiam mer- westchnęła Fleur.
-A ja znam cię tak długo, że wiem, że nadal się denerwujesz- powiedział Bill i przyglądną się uważnie twarzy swojej partnerki.- Wracamy do Nory skoro tak się martwisz moją mamą- i znowu to ciche pyknięcie.
-No i gdzie się podziewaliście?- od progu usłyszeli głos zawodzącej pani Weasley.
-Mamo spokojnie. Chcieliśmy tylko mieć pewność, że w ,,Muszelce'' wszystko gotowe- Bill uspokajał swoją mamę.
-No dobrze. To teraz pomóż mi Fleur nakryć do kolacji. Za czas w którym was nie było zdążyłam sama ugotować. Z resztą jutro musisz być wypoczęta. W końcu to wielki dzień!!!
   Następnego dnia Fleur nie mogła usiedzieć w jednym miejscu.
- Dois-je porter une robe de mariée?- Zdenerwowana Fleur zapomniała, że powinna mówić po angielsku.
-Nie znam francuskiego-przypomniała jej Ginny.
-Założyć suknię ślubną?- powtórzyła.
-Tak już możesz. Za niedługo ślub.
-To bendzi le moment le plus merveilleux de ma vie- powiedziała Fleur wychodząc z pokoju.
***********************************************************************************
Wiem, że post taki sobie. Po prostu nie umiałam wymyślić niczego lepszego.
Gabrysia M.

niedziela, 1 czerwca 2014

,,Dlaczego?''- Doriusz.



Londyn- L.A., 28.08. 1979 r.
   Stchórzyłam. Uciekłam. Tuż po ślubie Lilki i Jamesa znikłam. Bałam się spotkać Syriusza. W końcu dwa dni wcześniej wyniosłam się z naszego domu bez słowa. Nie umiem mu powiedzieć, że jestem w ciąży. Pamiętam jak mówił, że na razie chce poczekać. To koniec.

   Dorcas Lucy Meadowes z ciężkim sercem wysiadła z samolotu w Los Angeles, który leciał z Londynu. Nie ma się, co oszukiwać uciekła z rodzinnego kraju, a za 8 miesięcy zostanie samotną matką. Trzeba zacząć żyć na nowo.

L.A, 29.04.1980 r.
   Wczoraj urodziłam synka. Jest cudowny. Za 11 alt pójdzie tu do szkoły. Wszystko się ułoży. Będzie nosił nazwisko Syriusz. Może kiedyś się poznają. Leon Syriusz Black.

   Kilka miesięcy później Lilka Potter urodziła synka. Dorcas pojechała na chrzciny. Została chrzestną Harry’ego, ale nie powiedziała Syriuszowi, że mają syna. W cale z nim nie rozmawiała. Unikała go jak ognia.
   Rok później jej przyjaciele zostali zamordowani, a za winnego uznano Syriusza. Czarna nie mogła w to uwierzyć, ale co mogła zrobić?
(12 lat później)
   -Mamo! Prorok Codzienny z Londynu! Piszą, że morderca Potterów jest na wolności…
-Daj to Leon!- Dorcas zaskoczyła syna dawno nie ujawnianą energią.
-Nie zdążyłem przeczytać jak on się nazywa!- krzyknął oskarżycielsko Leon.
-I nie musisz! Jestem pewna, że on ich nie zabił! Zbyt ich kochał.
-Znasz go?- zdziwił się Leon.
-James Potter i on byli najlepszymi przyjaciółmi. Określano ich mianem braci- wyjaśniła Dorcas.
-Jak jest w Londynie- Leon zapytał mamy, która podejmowała odważny krok.
-Już niedługo sam zobaczysz. Wracamy do Londynu. Muszę pozałatwiać stare sprawy, a ty pójdziesz do Hogwartu- natychmiast wyciągnęła walizkę i zaczęła się pakować.
   Pierwszego września na peronie 9 i ¾  panna Meadowes odprowadzała syna na pociąg. W tłumie zauważyła czuprynę Jamesa.
-To niemożliwe- szepnęła i pociągnęła syna za sobą. Podbiegła szybko do trójki na oko 13 letnich dzieci.
-To niemożliwe- szepnęła po raz kolejny i przytuliła Harry’ego.
-Przepraszam, ale kim pani jest?- zapytał młody Potter dusząc się.
-Nazywam się Dorcas Meadowes i jestem twoją matką chrzestną- uśmiechnęła się.- Cieszę się, że cię widzę.- dodała płaczliwie.
-Matka chrzestna? A ojciec chrzestny? Co z nim?- zapytał Harry.
-Dowiesz się w odpowiednim czasie.
-Jestem Leon Black, a ty?- wtrącił się Leon.
-Harry Potter.
-Chłopiec, który przeżył. Miło cię poznać! A wy, kim jesteście?- zwrócił się do pozostałej dwójki.
-Ja jestem Hermiona Granger, a to Ron Weasley- odpowiedziała dziewczyna z burzą kręconych włosów na głowie.
-Fajnie Was poznać- uśmiechnął się Black.
-Czekaj! Jak się nazywasz?- zapytał Ron, który jakby ocknął się z zamyślenia.
-Leon Black, a co?- Ron wszystko już zrozumiał, ale zauważył, że Leon nic nie kojarzy. Pewnie są ku temu powody.
-Ni. Chyba coś sobie pomyliłem- uśmiechnął się rudzielec.
-Idźcie już, bo się spóźnicie.- uśmiechnęła się Dorcas.
-Chcesz siedzieć z nami w przedziale?- zapytał Harry.
-Jasne!- ucieszył się Leon.
   Leon dostał się do domu lwa. I pomimo, że dowiedział się jakie ma nazwisko rzekomy morderca Porterów nie domyślił się niczego.
(Pod koniec roku szkolnego:)
-Harry, Hermiona, Leon! Uciekajcie. To nie ponurak! To animag!- krzyknął Ron, ale było już za późno. W rozwalonych drzwiach stał Syriusz Black. I pomimo, że chciał dopaść szczura i poznać swojego chrześniaka zwrócił uwagę na chłopaka łudząco do niego podobnego.
(Jeśli czytaliście 3 tom znacie tę część)
   Po całej akcji wyszli z Wrzeszczącej Chaty Syriusz oddalił się trochę aby spojrzeć Na zamek. Leon i Harry podeszli do niego.
 -Znałeś moich rodziców, prawda?- zapytał Potter.
-James był jak mój brat. Nie wiem czy wiesz Harry, ale jestem…
-Moim ojcem chrzestnym. Wiem to.
-A ty, kim jesteś?- Syriusz zwrócił się do Leona.
-Nazywam się Leon Syriusz Black- do Leona powoli zaczynało docierać, dlaczego mama nigdy nie wspominała o rzekomym mordercy Potterów.- Skoro pan był przyjacielem rodziców Harry’ego to musisz znać moją mamę- Leon nie zdając sobie z tego sprawy z łatwością przeszedł na ty.
-A jak ona się nazywa?- zapytał Syriusz choć tak naprawdę nie chciała znać odpowiedzi.
-Dorcas Meadowes.
-O mój Boże.
-Syriuszu. W świetle księżyca w pełni wyglądasz straszne blado- wyrwało się Harry’emu, co sprawiło, że wszyscy uświadomili sobie, że Remus Lupin zamienia się dzisiaj w wilkołaka.
(Kilka godzin później)
   -Panie ministrze! Proszę nie zgrywać idioty! On jest niewinny!- Harry’ego obudziły krzyki kobiety.
-Kto tak krzyczy?- zapytał przyjaciół.
-Mama Leona przyjechała. Próbuje uwolnić Syriusza- wyjaśnił Ron.
-Dlaczego?- zapytał nie przytomnie młody Potter.
-Aleś ty głubi- wyrwało się Hermionie.- Niczego się nie domyślasz? Leon SYRIUSZ BLACK. SYRIUSZ BLACK!!!
-Herm czy ty nie umiesz mówić jaśniej?- zapytał Hary.
-Idioto! Moim i Rona zdaniem Syriusz Black to ojciec Leona.
-Nie możliwe!- Leon i Harry jak zawsze wzbraniali się prawdy.
- Dlaczego wasza dwójka się z nami nie zgadza?- zapytał Ron.
   Pół godziny później do SS weszła mama Leona.
-I co?- zapytał Harry.
-Wypuszczą go. Zaraz tu będzie. Pielęgniarka musi go opatrzyć- wyjaśniła.
-Rozmawiałąś z nim?- zapytał Leon, a Czarna w milczeniu pokiwała głową.- O czym?- ale jego mama tylko uśmiechnęła się tajemniczo.
(20 min wcześniej w wieży, w której znajdował się Syriusz Black)
   -Przychodzę z dobrymi wieściami- Syriusz usłyszał za plecami dobrze znany mu głos.- Zaraz cię wypuszczą.
-Dlaczego?- zapytał Syriusz, ale Dorcas go nie zrozumiała lub po prostu nie chciała zrozumieć.
-No, bo udało mi się…
-Pytam, dlaczego nie powiedziałaś mi, że będziemy mieć syna- przerwał jej Black.
-Bałam się.
-Czego?- zdziwił się Łapa.
-Że nie ędziesz go chciał. Pamiętam jak mówiłeś, że wolisz poczekać, nim, dziecko…
-Ale nigdy bym was nie zostawił- Syriusz znowu się zniecierpliwił.- Nadal nosisz pierścionek zaręczynowy- zwrócił uwagę na tak mały szczegół.
-To, że odeszłam nie oznacza, że przestałam cię kochać.
-Ja też cię kocham. Nadzieja, że gdzieś tam jesteś trzymała mnie na skraju szaleństwa.
-Kocham cię- Dorcas przytuliła ukochanego.
(Wracamy do SS)
   -Mamo? Czy Syriusz Black to mój ojciec?- Leon nie wytrzymał. Dorcas w milczeniu pokiwała głową. W tym samym czasie do SS wszedł Dumbledor z Syriuszem.
-Pani Poufny. Proszę go opatrzyć- drops zwrócił się do pielęgniarki.
-Dobrze, że nie jestem mugolskim lekarzem- stwierdziła oglądając ranę Syriusza.
-Dlaczego?- zdziwił się Black.
-Bo ręka byłaby do ucięcia- powiedziała tylko i udała się po odpowiednie eliksiry. Leon usiadł obok ojca.
-Jak mam do ciebie mówić panie tato?- zapytał speszony.
-Jak ci wygodnie- uśmiechnął się Syriusz.
-To znaczy tato- Leon też się uśmiechnął.- Kiedyś się przyzwyczaję- przytulił swojego ojca.
   Miesiąc później 2 lipca Dorcas i Syriusz w końcu się pobrali. Poszli na ugodę z Dursleyami i zabrali Harry’ego do siebie.
 **********************************************************************************
Wszystkiego Naj z okazji Dnia Dziecka!!!
Gabrysia M.

sobota, 3 maja 2014

Za błedy młodości płacimy po latach- Blinny.

Nowy York, 18.08. 1999r.
Kochana rodzinko!
   Mieliście rację. Blais to zwykły cham, który chce służącą i worek do bicia. Nie chcę go widzieć nigdy więcej. Mam nadzieję, że mnie zaakceptujecie i przyjmiecie z powrotem pod dach waszego domu. Jest mi wstyd, że tak mu zaufałam, a wam wykrzyczałam, że nie rozumiecie pojęcia miłość. Proszę was. Jeśli możecie odpiszcie jak najszybciej.
 Ginny

obrzeża Londynu, 19.08.1999r.
Córeczko!
   Nie mamy do Ciebie żalu czy pretensji. Omamił Cię i to jest nasze zdanie. Bardzo się cieszymy, że chcesz wrócić do domu. Twój pokój stoi nietknięty.
Oczekujemy Cię jutro. No chyba, że zdążysz jeszcze dzisiaj.

Kochający Cię:
Rodzice 

   Ginny odczytała list od rodziców i uśmiechnęła się smutno. Przyjęli ją. Nie wyrzekli się. Wzięła spakowaną od dłuższego czasu walizkę i na stole położyła list zaadresowany do Blais'a Zabini'ego. Wyszła przed dom i teleportowała się.
Niewiele ponad godzinę później do tego samego domu wszedł Zabini.
-Ginny! Wróciłem!- po jego ruchach i wymawianiu słów było widać, że jest upity. Zauważył list leżący na stole. Otworzył.

19.08.1999r.
Blaise!
   Odchodzę. Teraz zrozumiałam, że nigdy mnie nie kochałeś. Chciałeś mnie po prostu wykorzystać. A ja dałam się zwieść. Zostawiłam wspaniałego chłopaka tylko, dlatego, że poleciałam na twoje czułe słówka. Ale teraz już koniec. Nie mam zamiaru być poniewierana. Rodzice przyjęli nie z powrotem. Wracam do domu i mam nadzieję, że już nigdy cię nie będę musiała oglądać.
Ginny  

   Blaise w sekundzie otrzeźwiał.
-Odeszła- wyszeptał. Blaise uświadomił sobie, że nie wie gdzie mieszka jej rodzina, gdzie ona teraz jest. Zrezygnowany opadł na krzesło.
***********************************************************************************
   Puk! Puk! Puk!
-Już otwieram!- krzyknęła pani Weasley. Otworzyła drzwi i zobaczyła swoją jedyną córkę. Ginny miała oczy zapuchnięte od płaczu, ale uśmiechała się do niej.- Moje dziecko!- i nie czekając na odpowiedź wzięła ją w ramiona.
-Cześć mamo- Ginny wtuliła się w ramiona matki jak mała dziewczynka.
-Wejdź do środka, bo dzisiaj ulewa. Zmokłaś jak ruda kurka- Ginny weszła do domu.- Siadaj. Właśnie robiłam obiad. Dzisiaj niedziela, więc będzie sporo ludzi, ale twoje miejsce cały czas na ciebie czeka- pani Weasley gadała jak najęta.
-Mamo?
-Słucham cię skarbie?- spojrzała na córkę.
-Czy on już wie, że wróciłam?- zapytała Ginny.
-Wie. Jak wszyscy, którzy tu mieszkają. Aktualnie remontuje swój dom, wiec nocuje u nas- wyjaśniła pani Weasley obserwując reakcję swojego najmłodszego dziecka. Ginny natomiast, kiedy to usłyszała zakrztusiła się sokiem jej podanym.
-Ja, ja pójdę przebrać się z tych przemoczonych rzeczy- i nie czekając na odpowiedź złapała walizkę i czmychnęła na górę. Przechodząc obok pokoju swojego starszego brata usłyszała głosy. W tym ten, który tak kochała.
-Myślicie, że już jest?- zapytał Harry.
-Nie wiem, ale co cię to interesuje? Czy to nie ty mówiłeś, że ci na niej nie zależy?- usłyszała głos Rona.
-Zmieszałeś się!- wykrzyknęła Hermiona, jej bratowa.
-No dobra! Nadal ją kocham! Zadowoleni?- przyznał się Harry.
-Spoko stary. Ona na pewno też cię kochała i kocha dalej, ale wiesz przecież, że Zabini ją oczarował różnymi miłymi słówkami- uspokoił go Ron.
-Mam nadzieję, że masz rację.
-To dla niej?!- wykrzyknęła zdziwiona Hermiona.
-Tak. I mam nadzieję, że będę mógł jej to kiedyś dać.
-Chodźcie na dół. Zapytamy mamy czy Ginny już przyjechała- usłyszała, że się podnoszą, więc cicho czmychnęła do swojego pokoju.
Po jakiś 10 minutach usłyszała wołanie swojej mamy.
-Obiad!!!- w sumie to Ginny była już gotowa. Bała się tylko spotkania ze swoim byłym chłopakiem. Wzięła głęboki wdech i zeszła na dół.
-Cześ wszystkim- powiedziała nieśmiało.
-Jej rodzinka zwróciła twarze ku niej. Wszyscy bracia, tata, Fleur, Hermi wyciągnęli ręce i przytulili Ginny. Harry stał na końcu tego sznureczka. Ginny z nutką wahania przytuliła się do niego.
-Mam nadzieję, że wybaczysz mi mój błąd, bo ja cię nadal bardzo kocham- szepnęła mu do ucha.
-Ja ciebie też bardzo kocham- odszepnął szczęśliwy Harry.
   W lipcu kolejnego roku wzięli ślub, a w lutym 2001 roku urodził się ich pierwszy syn.
****************************10 lat po narodzinach James'a****************************
   Ginny i Harry Potterowie wraz z trójką dzieci: 10- letnim Jamesem Syriuszem, 9- letnim Albusem Severusem i 7-letnią Lily Luną wyjechali na wakacje do Nowego Yorku.
-Ginny czy tobie też się wydaje, że ten pijak, który stara się iść to Zabini?- zapytał Harry ostrożnie nie chcąc zranić żony, ponieważ wiedział, że dla niej to był ciężki okres. Dla niego zresztą też.
-Tak. To on. I właśnie mnie zauważył- powiedziała Ginny.
-Lody!- wykrzyknęła Lily. Ginny kiwnęła głową na znak, żeby on szedł z dziećmi na lody. Blaise podszedł do Ginny, że ona bez problemu czuła okropny odór Zabiniego.
-Ginny?- zapytał niedowierzając.
-Dokładnie Zabini. Wódka, papierosy i kokaina nie wypaliły jeszcze ci dziury w pamięci?
-Wróć do mnie! Ja się zmienię. Przyrzekam.
-Ile razy ja to już od ciebie słyszałam? Dlaczego mam zostawić szczęśliwe życie i być z jakimś pijakiem? Twój czas miną jakieś 12 lat temu- powiedziała Ginny. Zaświeciło słońce i jeden promień odbił się od obrączki Ginny. Blaise dostrzegł ją w ułamku sekundy.
-Mężatka- szepnął. Do Ginny podbiegły jej dzieci. Harry podążał za nimi.
-Mamo! Tata kupił mi loda czekoladowego- uśmiechnęła się Lily.
-A ja mam pistacjowego- pochwalił się Albus.
-A ja limonkowego- zaczął James, ale jak to on nie umiał przestać gadać.- A sobie tata wziął jagodowego i tobie też wziął jagodowego- James poprawił okrągłe okulary.
-To dla ciebie- Harry podszedł do niej i podał jej loda.
-Pamiętasz Harry'ego prawda? A to są: James- wskazała na swojego najstarszego syna- Albus- Albus uśmiechnął się do Zabiniego- a to Lily- Lily pokazała swoje białe zęby i brak jednego siekacza.
-Ale ja myślałem...- zaczął Zabini, ale Ginny mu przerwała.
-Za błędy młodości płacimy po latach- powiedziała. Potterowie pożegnali się z Blaisem, a potem odeszli zostawiając pijaka samotnie.
***********************************************************************************
Cześć!
Czy odpowiada wam taki typ miniaturki? Wiem, że to nie do końca Blinny, ale nie mogłam się powstrzymać. Mam nadzieją, że mi wybaczycie.
Gabrysia M.