„
With secrets. (...)
Any secrets worth my time?”
Any secrets worth my time?”
/Finnick Odair/
Igrzyska Głodowe-
zabijaj żeby żyć. To właśnie wpajano mi od najmłodszych lat. Kiedy w wieku 14
lat zostałem wylosowany do igrzysk, mama mająca nadzieję, że przeżyję choć
sądząca, że inni- starsi i silniejsi- zmiotą mnie z powierzchni ziemi,
powiedziała mi: „Zawsze pamiętaj: nie
poddawaj się, a woda niech będzie twoim sojusznikiem”. Na arenie
zastosowałem się do jej rady, wygrałem zdobywając sławę. Snow zrobił ze mnie
kochanka połowy kobiet w Kapitolu, a ja wciąż stosowałem sprawdzoną technikę mojej
mamy.
Zgodziłem się na to
z obowiązku. Chcąc chronić rodzinę, najbliższych. Rok romansowałem z samotnymi
kobietami, a one powierzały mi swoje sekrety. Czasem dotyczyły innych ludzi,
czasem samych siebie. Aż w końcu nadeszły kolejne igrzyska. Jako piętnastolatek
miałem szkolić trybutów. Być ich mentorem. Co roku tak się działo. Uczyłem ich
jak mają przetrwać. Przegrywali, choć z Mags staraliśmy się jak najlepiej ich
szkolić.
Nadeszły
siedemdziesiąte Igrzyska Głodowe. Pięć lat minęło od czasu, kiedy wszedłem na
arenę. Wtedy pojawiła się ona. Annie Cresta. Dziewczyna, którą pokochałem od pierwszego
spojrzenia. Wiedziałem, że muszę zrobić wszystko żeby zwyciężyła. I rzeczywiście
tak się stało. Moja słodka Annie. Niestety przez to, że widziała śmierć swojego
towarzysza nie jest już taka jak dawniej. Jednak dla mnie to nie ma znaczenia.
Kocham ją i chciałem ją chronić przed Snowem, Kapitolem i innymi okrutnikami.
Żyłem dzięki niej.
Chciałem żyć dzięki niej. Potem razem musieliśmy szkolić młodych
nieszczęśników. Aż w końcu w 74 Igrzyska Głodowe zaczęło się coś dziać. Trybuci
12 dystryktu wzniecili ogień. Katniss i Peeta. Zwycięzcy 74 rocznicy poskromienia.
W Ćwierćwiecze poskromienia musiałem wrócić na arenę. Z kobiet z mojego
dystryktu była Annie jednak Mags- moja wspaniała Mags- zgłosiła się za nią.
Jednak zanim zdążyłem zginąć za Kosogłosa, zniszczyła arenę. Potem przez wiele tygodni
przebywaliśmy w 13 dystrykcie. Marzyłem o tym by Annie nic nie było. By żyła i
była tu ze mną.
Kiedy w końcu moje marzenie
się spełniło musieliśmy wyruszyć. Jednak zanim tak się stało, już po naszym ślubie
Annie wyszeptała mi na ucho dwa słowa.
-Jestem w ciąży- powiesiła mi się na szyi, a ja ze szczęścia
okręciłem się z nią wokół własnej osi. Dołączam do Oddziału Gwiazd. I nadchodzi
czas, w którym po raz kolejny muszę ratować Kosogłosa. Rzucam się na zmiechy, chcąc aby moimi ostatnimi słowami był ktoś kogo
kocham.
-Annie- szepcę i tracę świadomość.
***
-Witaj maluchu-
łaskoczę mojego małego smyka.-Jesteś taki podobny do swojego taty. On na pewno
chciałby cię poznać- przytulam się lekko do małego ciałka.
Kiedyś pozna okrutną
historię, ale nie chcę abym musiała zrobić to ja. Jednak na razie będę cieszyła
się niewinnością mojego syna.
***
To miało wyjść inaczej… zdecydowanie inaczej.
No, ale wyszło jak wyszło.
Ta końcówka jest beznadziejna, wiem, ale nie bardzo umiem
pisać z perspektywy osoby niezrównoważonej psychicznie.
Więc teraz już tylko czekam na wasze opinie.
Gabrysia M.